napisał(a) Franz » 29.01.2015 01:05
Wyjeżdżamy z miasteczka, dobijając do głównej szosy, która prowadzi nas na południe. Po kilku kilometrach skręcamy w lewo, by rzucić okiem na zamek Anjony. Początkowo mamy zaledwie zarys ciemnoszarego kamienia na jasnoszarym - bo pochmurnym - niebie, ale po chwili rozlewa się błękit, na którego tle wysoki, szczupły, czterobasztowy zamek prezentuje się naprawdę okazale. Nie mamy zamiaru zwiedzać go dokładnie, zwabiło nas tutaj jedno zdjęcie i trzeba przyznać, że warto było te sześć kilometrów z szosy zjechać.
Potem robimy króciutki przystanek, próbując rozwiązać odwieczny problem komiwojażera. Nie jest to łatwe, nie do końca przekonani o wyborze optymalnej trasy, ruszamy jednak ponownie na południe. Zatrzymujemy się w Aurillac tylko po to, by zrobić zakupy. A że zbliża się właśnie pora tradycyjnej kawy, to do koszyka dorzucamy jeszcze lodową roladę czekoladową, w związku z czym po wyjeździe z miasta szukamy odpowiedniego miejsca na piknik. Jakoż i znajdujemy sobie zupełnie pustą polną dróżkę, ocienioną wysokimi drzewami. Żartuję sobie, że za moment pewnie będzie tędy przejeżdżała kawalkada Tirów...