napisał(a) Franz » 14.09.2014 20:20
Lokujemy się na bogatym w trawę parkingu. Opodal stoi nawet toaleta, z której korzystam, ale gdy Bea również wyraża zainteresowanie tym przybytkiem ulgi, jednak jej odradzam, znając już aktualny stan wygódki. Przy kawie bądź herbacie tradycyjnie studiujemy materiały, pomagające z grubsza ustalić dalszą marszrutę. Wokół nas towarzystwo międzynarodowe - najbliżej Hiszpanie, dalej Szwajcar, który zaciekawiony zasłyszanym językiem, usiłuje dojrzeć naszą rejestrację. Akurat mam klapę bagażnika podniesioną, więc wyciąga szyję i nie zauważając wystającego korzenia, omal nie ląduje nam na stoliku. Później zostajemy sami, a kiedy zaczynamy się zbierać, Bea zauważa zostawione na jednym ze stołów wodę oraz koszyk moreli. Pierwsza myśl jest taka: zostawiamy, może po to wrócą. Ale od tego stolika ewakuowano się już prawie pół godziny temu! Jeżeli do tej pory po to nie wrócili, to już na pewno nie wrócą, bo koszt spalonego paliwa nie uzasadnia ratowania kilograma moreli. W tej sytuacji przygarniamy osamotnione owoce - przyzwoicie wita nas Owernia - i ruszamy w trasę.
Na objeździe Vichy trochę nas przytrzymują zaciski na obwodnicy miasta, wreszcie wyjeżdżamy, kierując się na Thiers. Informacje w przewodniku zachęciły nas do odwiedzenia tego miasta, jednak przejeżdżając przez nie i dosyć uważnie się rozglądając, nie zauważamy niczego, co by mogło dla nas stanowić wystarczający powód do zatrzymania się, zatem skręcamy na Clermont-Ferrand.