Kilka zdań tekstu do dwóch ostatnio zamieszczonych odcinków.
To Chapelle-sous-Brancion, czyli w dosłownym tłumaczeniu Kaplica pod Brancion - maleńkie osiedle, ot, kilka domków rozrzuconych wokół kościółka z cmentarzem, ulokowane u stóp orlego gniazda Brancion. Kościół z zewnątrz bardzo ładny, w środku trochę mocno podniszczonych fresków, poza tym nic nadzwyczajnego, natomiast zwraca naszą uwagę cmentarz. Nagrobki - jak dla nas - niezwykłe. Przymocowane małe tabliczki z czymś na kształt scenek rodzajowych, maleńkie rzeźby, nawet piesek - wszystko z dedykacjami: mężowi, ojcu, bratu, szwagrowi...
Wracamy do samochodu, cofamy do ostatniego rozgałęzienia i teraz obieramy właściwy wariant. Parkujemy przed murami i już wtedy rzuca mi się w oczy jakieś niewyraźne zjawisko atmosferyczne.
- Popatrz, jak ciekawa mgiełka!
- Pewnie popadało i teraz paruje.
Nie mija nawet minuta i czujemy na sobie pierwsze krople. Doskakujemy do bramy, ale deszcz się nasila i bez sensu tak tkwić w bramie - nie wiadomo, jak długo. Ruszamy niemal biegiem i dopadamy do biura turystycznego, gdzie można kupić bilety wstępu na zamek. O tej porze zamek jest już zamknięty, ale przeczekując deszcz, zabieramy się za przeglądanie wystawionych książek. W pewnym momencie Bea odrywa wzrok od literatury rzuca okiem na świat za oknem...