To najciekawszy kościół w mieście - unikalne arcydzieło gotyku burgundzkiego z XIII wieku. Posiada oryginalną trójkondygnacyjną fasadę z rzędami smukłych kolumienek i dziesiątkami rzygaczy (gargulców). Według przekazów, krótko po konsekracji kościoła jeden z kamiennych gargulców oderwał się i spadając, zabił przechodzącego dołem lichwiarza. Pozostali lichwiarze wymogli demontaż czyhających na ich biedne dusze maszkar - wszystkich za wyjątkiem jednego - i dopiero w XIX wieku zamontowano je ponownie, ale wtedy już nie pełniły innej funkcji, jak tylko ozdobną.
Na wieży ustawionych jest kilka figurek, z których najstarsza została w 1382 roku przywieziona przez Filipa Śmiałego z Kortrijk (Courtrai) w Niderlandach, gdzie tenże tłumił bunt niepokornej dzielnicy Burgundii. Zamontowana ówczas w kościele Notre-Dame figurka zaczęła wybijać młotkiem godziny w Dijon. Tego typu figurka nazywa się "Jacquemart" - co na polski można przetłumaczyć jako Kuba młot. W połowie wieku XVII dodano Kubie towarzystwo - Jacqueline. W kolejnym stuleciu doszedł syn - Jacquelinet, a w następnym córka - Jacquelinette. Od tego czasu pełne godziny wybijają rodzice, a kwadransami zajmują się dzieciaki.
Znajdujące się na najniższej kondygnacji fasady trzy portale oryginalnie były zdobione mnóstwem płaskorzeźb, które jednak wszystkie metodycznie zniszczono podczas rewolucji francuskiej. Kiedy spoglądam na nie, jak na smutne bezzębne dziąsła, słyszę, jak z trzaskiem zamykana jest na zamek od środka brama kościoła. A jeszcze dosłownie przed momentem ktoś wchodził! Czyżbyśmy się mieli spóźnić o sekundy?! Ale widząc otwartą furtę w drugiej bramie, rzucam się pędem do niej, wołając:
- Bea! Do szturmu!