Prolog
Który to już wyjazd do Francji? Palców u jednej ręki by brakło. Nawet licząc tylko czasy nowożytne, umiem się doliczyć do pięciu. Niemniej, jest to kraj, do którego zawsze chętnie wracam, a poza tym – zważywszy nasze plany, powinna to być najpiękniejsza z dotychczasowych eskapad.
Wyjeżdżamy kilkanaście minut po siódmej rano, we Wrocławiu przychodzi nam wnieść opłatę w wysokości 16,20zł – po raz pierwszy w ramach naszych wakacyjnych wypadów, chociaż nie pierwszy raz w ogóle. Potem, przed granicą udaje mi się przeoczyć ostatnią stację benzynową i ta, z której mógłbym skorzystać, znajduje się już po drugiej strony tablicy Bundesrepublik Deutschland. Trudno, nie będę przecież wracał. Co mnie, zresztą, zaskakuje, to stosunkowo niewielkie przebicie cenowe w Niemczech. Na wysokości Norymbergi trochę błądzę i widzę, że zamiast na Heilbronn, jadę na Würzburg - zatem skracam gdzieś pomiędzy autostradami, po czym tankuję przy zjeździe na Schwabach za przyzwoite 1,42, konstatując przy okazji, że na samej autostradzie byłoby tylko o dziewięć centów drożej. Wzdłuż granicy francuskiej trochę się wleczemy w tradycyjnym zacisku od Karlsruhe w stronę Freiburga, a kiedy chcemy bocznymi drogami dotrzeć do Renu, natrafiamy na zakazy ruchu, które w efekcie zawracają nas na autostradę. Zjeżdżamy z niej ostatecznie następnym zjazdem, już za Freiburgiem i tym razem docieramy bez przeszkód do Breisach. Tu tankuję i płacę 1,36 za litr, co jest zaledwie o trzy centy drożej, niż na ostatniej stacji w Polsce. Przekraczamy granicę na Renie i już rozglądamy się za ewentualnymi miejscami noclegowymi. Kusi nas jednak myśl, by jeszcze dziś przywitać się z Francją, a gdzież można by to zrobić piękniej, niż w... Colmar?