Mikromir napisał(a):Wąwóz Vintgar piękny nawet w deszczu. Bardzo mi się podoba i właściwie każda interpretacja nazwy mi pasuje.
Też nam się podobał. Wkrótce odwiedzimy jeszcze jeden- mniej znany a równie ciekawy
29-05-2019, środa. Stolica w deszczu
Dziś wypadł dzień pójścia do sklepu po kruh, więc nie można było się tak obijać jak wczoraj. Powoli kończyły się już opcje pt. "co robić w brzydką pogodę?", toteż trzeba było w końcu jechać do tej Ljubljany. Powiem szczerze, że niezbyt się do tej wycieczki przygotowaliśmy Co w praktyce oznacza, że zwiedzaliśmy w typowym dla siebie stylu, bez ładu, składu, planu i nie wiadomo po co
Wyjechaliśmy wczesnym przedpołudniem, więc udało nam się uniknąć korków- autostradowych i miejskich. Problemem okazał się parking. S. coś wczoraj wypatrzył na mapie google- darmowe miejsca przy dużych sklepach. No, dojechaliśmy- i trzeba było stoczyć heroiczną walkę o miejscówkę pod Lidlem- tłum krwiożerczych(a raczej spragnionych miejsca parkingowego) Słoweńców czyhał...
Z parkingu miało być do centrum 2 kilometry. Ale chyba w linii prostej Szliśmy strasznie długo...
Wcześniej miałam pomysł, by do centrum dostać się komunikacją miejską. Okazało się, że nie jest to takie proste, bo w stolicy Słowenii nie ma papierkowych jednorazowych biletów. Trzeba mieć prepaidową kartę i ładować na nią pieniądze na bilet. Oczywiście nie chciało nam się bawić w wyrabianie jakiś kart, skoro pewnie i tak tu więcej nie przyjedziemy....
Kiedy już jakoś dotarliśmy do starej części miasta, trzeba było rozpocząć zwiedzanie. Dzień wcześniej przeczytałam na jakimś blogu, że aby zwiedzić Ljubljanę wystarczy chodzić wzdłuż rzeki W końcu to nie jest Rzym, ani Paryż i zabytków klasy światowej tu raczej nie ma
Pierwszym godnym odnotowania miejscem jest Smoczy Most.
Most powstał w latach 1900-1901 i jest jednym z 14 mostów w Ljubljanie. Była to pierwsza konstrukcja ze stali i betonu w mieście.
Smoki, które go zdobią są symbolem Ljubljany.
Z mostu dochodzimy do hal targowych. Później przyjdziemy tu wypić kawkę
Miałam sprawdzić po ile czereśnie, bo w PL były wtedy po 70 zł, ale znowu miałam w głowie tylko ucieczkę przed deszczem Nie bardzo jednak było dokąd uciekać.
Kolejny punkt to Most Rzeźników:
Ma on szklaną nawierzchnię, więc w deszczu jest bardzo śliski...Kłódek wieszać nie będziemy A może w podróży poślubnej to wypada
Rzeki w Słowenii mają zachwycający kolor, coś miedzy szmaragdowym i turkusowym. Od początku się nimi zachwycałam, ale dzisiaj stało się coś dziwnego:
Dziś rzeki przybrały kolor....no sami możecie sobie dośpiewać czego, bo ja mam różne skojarzenia, nie zawsze przyjemne
Tak jak nakazywał internetowy poradnik w bliskich okolicach rzeki ciągle pozostajemy:
Moja kondycja psychiczna nie jest tego dnia najlepsza, bo ileż można wytrzymać tę psią pogodę. Niestety spotyka mnie kolejne nieszczęście- zaczynam robić się głodna. Ale nie chcę jeść byle czego. Chcę burka! Burka oczywiście nigdzie nie ma, chociaż obeszliśmy wszystkie piekary w okół.
Z braku innych zajęć pójdziemy sobie na zamek:
Do zamku idzie się pieszo około 15 minut, ale można też wjechać kolejką linową za 4 ojro.
Średniowieczny Zamek(który od XV w . stał się fortecą), jest drugim, obok smoków z mostu symbolem stolicy. Udostępniony do zwiedzania został w latach 70-tych XX w. Obecnie jest miejscem różnych wydarzeń kulturalnych, a także popularnym celem
wycieczek.
Widok z wzgórza zamkowego:
Może jednak dobrze, że tego burka nie było, bo już rzygam tymi deszczowymi widokami
A oto zamek:
Oglądamy jakieś ekspozycje, ale nie zapamiętałam, by było tam coś ciekawego
Schodzimy do miasta inną drogą- tym razem po drewnianych kładkach, które lśnią nowością, ale po deszczu są diabelsko śliskie.
Idziemy jeszcze na kawę i ciasto w okolicach hal targowych, ale nie podoba mi się- śmierdzi zgniłym mięsem(tzn. nie ciasto, tylko powietrze w okolicy
Nie sądzę, byśmy w tej Ljubljanie zobaczyli wszystko, co warte zobaczenia. Na pewno nie. Ale ile można łazić w deszczu?
Wracamy na parking(to boli) i dalej do Kranjskiej Gory. Dziś zjemy w konobie(Słoweńcy chyba nie mówią konoba) Lačni kekec, do której z apartmanu mamy około 45 sekund drogi pieszo Trochę mnie dziwiła ta nazwa, dlatego musiałam sprawdzić o co chodzi- Lačni kekec oznacza bohatera- zbója zamieszkującego Alpy Julijskie. Taki tam słoweński Janosik. W kekecuzjadłam punjeną paprikę, która będzie najlepszą rzeczą jaką zjem na tym wyjeździe. Knajpka znajduje się tuż przy wyciągach, więc gdybyście wybierali się do Słowenii na nartowanie to bardzo polecam.
Wieczór spędziliśmy na scrablach i spożywaniu trunków.
Jutrzejszy dzień będzie przełomowy