28-05-2019, wtorek. A ja chodzę i desperacko moknę:PDziś miało lać i leje, więc możemy spać do oporu, co raczej rzadko nam się na urlopach zdarza(bo zawsze są jakieś plany do zrealizowania). Mam trochę dosyć łażenia po miastach(a jedną z opcji na brzydką pogodę był wypad do stolicy), więc wymyślam inną atrakcję- znany wąwóz Vintgar. Co prawda miałam nadzieję, że pojedziemy tam jednak jak przy lepszych warunkach pogodowych, ale w końcu w wąwozie pewnie i tak będzie mokro, to można i w deszczu
Jedziemy, daleko nie mamy- trochę dojazdu do autostrady, potem kawałek autostradą, potem wąskimi dróżkami i jesteśmy na parkingu. Żeby na niego wjechać musimy wyskoczyć z kasy- 5 ojro za cały dzień. Na parkingu sporo samochodów, widać nie tylko ja miałam pomysł na deszczowe zwiedzanie.
Idziemy kupić bilety- 10 ojro od łebka. Mamy przeciwdeszczowe kurtki ze sklepu na D., możemy rozpocząć spacery:
Początkowo jest trochę trudno- przed nami około 30 osobowa grupa Włochów, strasznie się wleką, ale w końcu udaje mi się ich wyprzedzić.
Kanion wyrzeźbiła rzeka Radovna, która, jak widać na załączonym obrazku jest całkiem żwawa.
Wąwóz ma długość 1,6 km- nie będzie to zatem długi spacer.
Hurra, wąwóz dla mnie!W większości chodzi się tutaj po drewnianych, wygodnych kładkach, które mimo deszczu w ogóle nie są śliskie
To lubię!
Do 1890 roku wąwóz był całkowicie niedostępny. W 1893 zbudowano chodniki- od tego czasu były kilkakrotnie remontowane.
Nazwa wąwozu-Vintgar pochodzi od niemieckiego
Windegg czyli narażony na wiatr. Druga teoria mówi, że nazwa pochodzi od niemieckiego słowa winnica-
Weingarten, albo też od tego, że wąwóz przypomina kształtem kieliszek wina.
Wybierzcie sobie teorię, która Wam najbardziej pasuje
Pod koniec wąwozu rzeka staje się jakby mniej wartka, a tereny nieco mniej atrakcyjne:
Wąwóz kończy się wodospadem Szum, ale, że nie jest on zbyt spektakularny, to go nie pokażę
Dochodzimy do takiego oto mostku:
I wąwóz zaliczony
W sezonie podobno można wrócić na parking autobusem. Ale, że jeszcze nie sezon wracamy znaną nam już drogą przez drewniane kładki. Teraz nie trzeba już robić zdjęć, to można przyspieszyć(pada ciągle).
Wracamy do Kranjskiej Gory, gdzie idziemy na obiad w pizzerii mieszczącej się w hotelu w którym mieszkał Kamil Stoch&s-ka. A, że ja mam fioła na punkcie skoków, to będziemy tu bywać często. Również z powodu Pana kelnera, który jest starej daty, no taki wiecie- z manierami
Bardzo nam się tu podobało, mimo tego deszczu!
Resztę dnia spędzamy na grze w scrable i oglądaniu tureckich seriali po słoweńsku
cdn.