04-06-2019, wtorek. Przeprowadzka+ pierwsze chwile nad JadranemPo odwiedzeniu jaskini został nam jeszcze jeden obowiązkowy punkt na trasie, czyli Predjamski Grad(chciałam napisać hrad, mylą mi się te wszystkie słowiańskie języki). Z Postojnej to jest zaledwie parę kilometrów, wąską drogę pokonujemy w miarę szybko. Tuż pod zamkiem jest płatny parking(ale nie wiem za ile). My parkujemy nieco niżej, na parkingu darmowym. Jedyny problem, to to że trzeba będzie trochę podejść pod górę, ale drogi jest na jakieś 2 minuty spaceru.
Coś tam już widać:
Wstęp do zamku kosztuje 10 euro, my sobie darujemy. Raz, że jesteśmy spłukani po wizycie w Jamie a musimy mieć jakiś grosz na konobiane przyjemności, dwa, to nie spodziewam się niczego spektakularnego w środku.
Zamek w Predjamie został wpisany do Księgi rekordów Guinessa jako największy zamek jaskiniowy na świecie. Ta niezwykła budowla powstała w XII w. i był schronieniem okolicznej ludności w chwilach zagrożenia. Obecny kształt zamku pochodzi XVI w. Jego najbardziej znanym mieszkańcem był zbuntowany rycerz Erazm Lueger. Ograbiał on bogatych, a łupy rozdawał biednym .
Hmm, to jest historia nieznana, a jakby gdzieś zasłyszana
Komponuję się kolorystycznie z zamkiem i skałami Kiedy już nacieszyliśmy oczy niezwykłym widokiem, udaliśmy się na kawę do przy zamkowej kawiarni:
Niestety Słoweńcy nie są mistrzami w parzeniu tego cudownego napitku. Mogliby jeździć na korepetycje do Włoch
Spod zamku przegoniły nas burzowe chmury- szczęśliwie, kiedy zaczynało lać byliśmy już w samochodzie.
Szybko dojechaliśmy nad Adriatyk. Teraz w końcu będą prawdziwe wakacje.
Nie wiem jak Wy, ale ja czasem zastanawiałam się dlaczego nikt lub prawie nikt nie wybiera słoweńskiego wybrzeża jako główny cel wakacyjnego wyjazdu. Otóż ja widzę 2 zasadnicze powody, z których pierwszy przedstawię pokrótce. To ceny apartmanów. Powiedzieć, że są wysokie to nic nie powiedzieć. Dla porównania- w zeszłym roku w podobnym terminie byliśmy na wyspie KRK, gdzie za lokum płaciliśmy 40 e, co wydawało mi się dużo. Apartman mieliśmy 2 pokojowy, 4- gwiazdkowy, a nasza gospodyni co 2 dzień karmiła nas ciastem. Tymczasem w Słowenii- apartman 2- gwiazdkowy, ok. 2- km od morza i centrum, jeden pokój z aneksem kuchennym. App w budynku przypominającym raczej hotel robotniczy/akademik
A to wszystko za jedyne... 70 euro
Można znaleźć coś taniej i w lepszej lokalizacji, ale to raczej nory nie nadające się do mieszkania. Nie mam zdjęć, apartman możecie sobie obejrzeć
tutaj.
Jeśli myślicie, że cena i daleko od wszystkiego to był jedyny problem, to spieszę z wyjaśnieniem, że wcale nie. Oto lista niedogodności:
niedziałająca roleta. Co prawda pytali się, czy chcemy inny pokój, ale stwierdziliśmy, że przeżyjemy
grzyb w klimatyzacji. S. jako osoba skrajnie pedantyczna sam wyczyścił
podejrzani sąsiedzi. Bułgarskiego młodzieńca z tatuażami, nigdy nie używającego koszulki raczej nie chcielibyście spotkać w ciemnym rogu
opuszczone drzwi w łazience. Trochę musiałam się z nimi siłować
zapachany zlew, ale jakoś się sam odepchał
bliskość komisariatu- niech was nie zwiedzie pozorne bezpieczeństwo. Pod latarnią najciemniej, wiadomo. Do tego mieli huczący na całą okolicę klimatyzator
trzeciego dnia wprowadziły się do nas współlokatorki pod postacią mrówek
płyta w aneksie kuchennym okazała się indukcyjna, co spowodowało problem natury kawowej- nasze aluminiowe urządzenie nie jest przystosowane do tego typu kuchenek. S. jako nowe wcielenie Macgyvera znalazł rozwiązanie- wstawialiśmy kawiarkę do garnka. Poranna kawusia była.
Ale, żeby te minusy nie przesłoniły plusów(bo i takie były)
Przesympatyczna Pani z recepcji(choć jednego wieczoru przez pomyłkę wtargnęła bez pukania do naszego pokoju)
blisko do Lidla, w którym zakupiliśmy kabanosy z Polski
Blisko do świetnej knajpki Santa Lucija
Żeby tak bardzo nie marudzić(w końcu byliśmy na wakacjach i na ten szereg niedogodności przymknęliśmy trochę oko), To troszkę o samym wybrzeżu.
Linia brzegowa Słowenii jest bardzo krótka(44 km.) i niespecjalnie ciekawa. Niektórzy nazywają te okolice słoweńskim trójmiastem, od 3 nadmorskich miasteczek- Koper, Izola i Piran. Nie jest to zbyt dobre porównanie, ponieważ jest jeszcze Portorož, na obrzeżach którego zamieszkamy przez kilka dni. Jeśli już mamy iść w te trójmiejskie porównania, to Portorož ze swoimi eleganckimi hotelami przy plaży skojarzył mi się trochę z Sopotem. To taki typowy turystyczny moloch- hotele, kasyna, knajpki, bardzo długa betonowo-piaszczysta plaża, raczej mało zachęcająca. Zresztą popatrzcie:
Pierwsze zapoznanie z Porotorozem, apartmanem i Jadranem może nie było najszczęśliwsze. Jutro sobie to odbijemy na świetnej wycieczce w bliskie okolice.