2 lata temu jechaliśmy z Planicy przez Włochy – górską drogą do Tarvisio i stamtąd autostradą przez Villach i Klagenfurt.
W tym roku wymyśliłem sobie skrót przez przełęcz Korensko Sedlo-Wurzenpass. Skierowaliśmy się więc w kierunku Kranjskiej Gory i w Podkoren odbiliśmy w lewo. Do granicy austriackiej poszło gładko – podjazd co prawda stromy, ale krótki, ledwie kilka kilometrów drogą o dobrej nawierzchni.
Na samym szczycie granica, a obok niej muzeum bunkrów z czasów Zimnej Wojny, do którego zaprasza czołg.
Robimy fotki przy czołgu, muzeum odpuszczamy. Przed nami zjazd do Villach. Zaczyna się niewinnie, ale to dobre złego początki. Po chwili tablice informują o znacznym nachyleniu i konieczności redukcji do jedynki. Zredukowałem do dwójki. No i się zaczęło!
Prawie 20 kilometrów ostrego zjazdu cały czas w dół – bez chwili wytchnienia dla silnika i hamulców.
Założenie było (jak to w górach) proste – jak najmniej używać hamulców. Łatwo powiedzieć! Natychmiast po puszczeniu pedału na liczniku robiło się 80. W efekcie pod koniec zjazdu pedał robił się twardy, klocki charakterystycznie śmierdziały, a ja się trochę spociłem. Gdyby to trwało jeszcze kilka kilometrów, konieczny by było zatrzymanie w celu schłodzenia tarcz. Na szczęście w Villach zrobiło się płasko i pedał wrócił do stanu naturalnego
. Ale klocki w domu do wymiany (i tak już im się należy).
Od Villach poszło już gładko, nie licząc gigantycznej ulewy, która dopadła nas pod Grazem.
Zrobiło się ciemno, prędkość momentalnie spadła do 90-100, większość kierowców włączyła przeciwmgielne. I tylko kierowca srebrnej Vectry kombi na katowickich numerach postanowił zaprezentować umiejętności kaskaderskie (a zaprezentował raczej skrajną głupotę) – i pomykał sobie wesoło lewym pasem… w ogóle bez świateł. Można i tak!
Dalsza droga tradycyjnie przez Wiedeń - Bratysławę - Żylinę - Cieszyn - A1 - Podwarpie - Częstochowę - Łódź - Łowicz. Bez większych przeszkód dotarliśmy do domu ok. 9tej, planując po drodze kolejny wyjazd do Chorwacji - już za rok!
Dziękuję wszystkim, którym chciało sie to czytać do samego końca.
A Ewę proszęo obiecane zdjęcia!