Ponieważ zbliżała się godzina 14ta, a my już porządnie zgłodnieliśmy, trzeba było poszukać jakiejś restauracji. Jeszcze w domu w necie wyszukałem sobie pizzerię z dobrymi opiniami i jeszcze lepszymi cenami – w samym centrum, na ulicy Operngasse, kilka kroków od targowiska Naschmarkt. No to idziemy na tą pizzę, pokonując po drodze trochę skomplikowane i ruchliwe skrzyżowanie przy Karlsplatz. Wreszcie docieramy, zmęczeni upałem, a tam… zamknięte! Pizzeria zlikwidowana.
No pięknie! Trzeba szukać czegoś innego. Znaleźliśmy… po 10 sekundach, kilka kroków dalej. I to jaką! Trafiliśmy na promocję – klasyk kuchni wiedeńskiej - Wiener Schnitzel – z frytkami i sałatką za 5 euro!
Takiej okazji nie mogliśmy przegapić! Restauracja dosyć mała, ale czysta, a obsługa przygotowuje i smaży sznycle na naszych oczach – przynajmniej mamy pewność, że to żadne mikrofale czy zamrażarki, tylko świeża cielęcina! Trwa to co prawda dłuższą chwilę, ale wreszcie dostajemy dania takiej wielkości, że aż nam się oczy zaświeciły! Dziewczyny swoich porcji nie dały rady skończyć, my zjedliśmy z ledwością! Ale były super! Jeśli ktoś chce dobrze zjeść w Wiedniu, to zdecydowanie polecam!
Nazwy restauracji nie pamiętam, ale jest to przy Operngasse 14, 16 albo 18.
Najedzeni (aż za bardzo) idziemy do stacji metra U4. Jest to metro nietypowe, bo tylko w centrum jedzie pod ziemią – pozostała część linii prowadzi normalnie na poziomie gruntu. Wadą jest brak cienia, widoki również w tym rejonie niespecjalne – brudne odrapane kamienice. Wygląda na to, że to biedniejsza część Wiednia.
6 przystanków dalej wysiadamy na
Shonbrunn. Stąd do pałacu jest jeszcze spory kawałek ,który trzeba przejść pieszo, wśród tłumu ludzi. Przed pałacem, przy którym witają nas takie osobistości..
...również tłumy zwiedzających. Na szczęście mamy Sissi Ticket, który upoważnia do wejścia bez kolejki i zwiedzania tzw. trasą dłuższą Grand Tour (40 pokojów). Jest też standardowa trasa Imperial Tour, obejmująca 22 pokoje.
Na terenie pałacu obowiązuje całkowity zakaz fotografowania, z wyjątkiem widoków z okien – dlatego z wnętrz zdjęć nie posiadam. Muszę jednak przyznać, że po Hofburgu trochę nas Shonbrunn rozczarowało, bo w dużej części było powtórzeniem tego, co widzieliśmy rano w Apartamentach Cesarskich i Mizeum Sisi – nawet część komunikatów audio była dosłownie skopiowana! Tak więc jeśli ktoś był w Hofburgu, zwiedzanie wnętrza Shonbrunn śmiało można sobie darować.
Za to park za pałacem to absolutna konieczność!
Można też wejść do ogrodów prywatnych i labiryntu (dodatkowe opłaty), można również wspiąć się na Gloriettę. Ponieważ byliśmy już porządnie zmęczeni, wzgórze sobie darowaliśmy, doszliśmy tylko do fontanny.
Tutaj te 40 stopni upału dało się we znaki na tyle, że nie wytrzymałem i wsadziłem cały łeb w wodę! Od razu lepiej! Jak potem zauważyłem, mój krok powtórzyło przynajmniej kilka innych osób.
Wracając, w parku spotkaliśmy jeszcze takiego zwierza:
Była wyjątkowo oswojona - chwilę wcześniej jadła z ręki orzeszki jakiejś nastolatce z Włoch - niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia.
Wszystkie informacje na temat Shonbrunn są
Tutaj