Dzień 3 - kontynuacja...i oczywiście chciałem zaoszczedzić dzieciakom (i nam też) wspinaczki na parking. Stwierdziłem, że możemy udać się w lewą stronę (stronę, w którą wzniesienie opada do morza) i wejść łagodniejszą stroną. A to ci cwaniaczek!
Ale byłem z siebie zadowolony...
Na zdjęciu poniżej widać mniej więcej spad górki w stronę morza, żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia góry "z profilu".
Udaliśmy się w tym właśnie kierunku.
Po pierwszych metrach zauważyłem, że nie jest to droga dla turystów w klapkach i całym tabunem dmuchańców. Prędzej dla kóz i innych dzikich zwierząt. Jednakże muszę przyznać, że wszędzie można napotkać oznakowania czerwonego szlaku. Po ok. 20 minutach marszu nie było nigdzie drogi pod górę (cały czas wzdłuż brzegu po szutrze, kamieniach, krzakach i na szerokość jednej osoby). Trzeba było podjąć decyzję - zawracamy czy idziemy dalej? Na samą myśl o powrocie przez te niezbyt sprzyjające ścieżki i wchodzenie pod górę zdecydowałem - idziemy dalej! Zostało nam ok 1l wody i przy upale powyżej 30 stopni i powoli marudzących dzieciach (pić, pić i pić) nie wyglądało to zbyt różowo. Nagle na naszej drodze pojawił się Chorwat, który siedział na kamyku i wyraźnie odpoczywał. Zapytał się czy damy mu trochę wody - odlałem mu do kubka. Zapytał się nas, co my tu robimy, lekko zdziwiony
Wytłumaczyłem mu, że Krivica i nie chcemy wchodzić takim stromym podejściem z dziećmi itd. itp. On się zaśmiał i mówi, że jeszcze ok. 2km i będzie droga (!).
Szliśmy dalej i już napotykaliśmy nawet kozy, który były samopas:
Kiedy minęliśmy ten dom, na zdjęciu poniżej:
mogliśmy się ochłodzić w Jadranie, po około godzinie marszu pojawiło się zejście do wody, dogodne dla dzieciaków:
i szliśmy dalej...
Szczerze powiem, że już traciłem nadzieję na jakikolwiek ratunek w postaci asfaltowej drogi lub wody pitnej. Wyobrażałem sobie nagłówki w lokalnych gazetach o zaginionych turystach
Byliśmy naprawdę zmęczeni
Nagle oniemieliśmy z wrażenia, naszym oczom ukazał się taki oto widok:
Zatoczka z piaskiem, lazurową wodą, płycizną i tylko dla nas! ok. 6 metrów długości brzegowej, takie intymne miejsce
Niestety zamoczyliśmy się dosłownie na 10 minut i postanowiliśmy iść dalej - jutro tu wrócimy!
Nasze maluchy dzielnie nam pomagały z wszelakimi przeszkodami po drodze:
I tak dotarliśmy poprzez plaże FKK do plaży tekstylnej i cywilizacji:
Ale najgorsze dopiero miało nadejść... :/
Od drogi asfaltowej do kwatery było ok. 2,5km (jeszcze!). Snuliśmy się jak cienie po chodniku, w dół i pod górę... W końcu dotarliśmy do sklepu, w którym kupiliśmy dla każdego wodę i zmarzlinę
Jeszcze ok 1km i będziemy w domu...
Gdy doszliśmy pod drzwi naszego apartamentu zorientowałem się, że klucze zostawiłem w samochodzie na górze Sv. Ivan !!!
Moja druga połówka miała ochotę wystawić mnie na słońce i z przyjemnością patrzeć jak się topie pod wpływem temperatury. Ja tylko wziąłem butelkę wody i poszedłem po samochód.
Do parkingu na górze Sv. Ivan miałem ok. 5km cały czas pod górę. Gdy doszedłem do marketu kupiłem 2 napoje energetyczne i ruszyłem dalej. Nagle moim oczom ukazała się góra i zachód słońca - coraz mniej mi się to zaczynało podobać. Nie uśmiechało mi się wspinać po ciemku pośród dzikiej fauny
Tak w ogóle to już nie miałem raczej siły i postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę... Złapię okazję na parking na górze Sv. Ivan! A co!
Szedłem powolutku w górę i wystawiałem kciuka w stronę przejeżdżających samochodów (ok. 1 na 15min, ale myśle - nie jest tak źle). Nagle usłyszałem pisk opon i wiedziałem, że jestem uratowany! Zatrzymał się biały SUV Kia Sportage na słoweńskich blachac. W środku parka i czysto jak w jakimś ośrodku badawczym NASA, jeszcze metki z myjni były przyczepione na tapicerce. Trochę czułem się nieswojo, ale wytłumaczyłem, co się stało. Podwieźli mnie na parking i mogłem wracać do kwatery... Niestety nie posiadam już zdjęć z ostatniego etapu, ale wierzcie mi, myślałem tylko o tym jak dostać się do samchodu
Dzięki za wytrwałość w mojej relacji - wkrótce ciąg dalszy !