Cel następnej wycieczki krajoznawczej wymyśliłem dzień wcześniej jako alternatywę dla tego co było wcześniej zaplanowane. Jako, że pogoda zapowiadała się nieciekawie (okazało się, że prognozy zupełnie się nie sprawdziły), niedzielnego poranka postanowiliśmy jednak wykorzystać ten pomysł i pojechać w inny region i w innym celu - do.... Szczyrku


Tym wypadem mieliśmy upiec trzy pieczenie na jednym ogniu





7-10 lipca, w tych dniach miał miejsce taki nieco rozbudowany skokowy weekend w Szczyrku. W 2 pierwszych dniach odbywały się konkursy z cyklu Pucharu Karpat w których biorą udział w teorii skoczkowie z krajów przez które Łuk Karpat przebiega (a w praktyce skoczkowie z różnych „egzotycznych” skokowo krajów), w sobotę i w niedzielę zaś konkursy z cyklu Pucharu FIS. Letniego Pucharu ma się rozumieć

Wyruszyliśmy dość wcześnie bo krótko po 7 rano, w teorii jadąc autostradą do Katowic i potem drogą na Bielsko powinniśmy pod skocznią znaleźć się równo o 10, czyli wtedy, gdy konkurs miał się zacząć. W praktyce... spóźniliśmy się jakieś pół godziny (tankowanie i chwila błądzenia w Bielsku-Białej).
Słów parę o LUNIE, Małgosia była (i jest nadal) zachwycona naszym nowym nabytkiem, ja go akceptuję




Szczyrk. Kiedyś już tu byłem, Małgosia jeszcze nigdy. Fakt, zdobyliśmy przed laty Skrzyczne (pieszo), ale startowaliśmy z drugiej strony – niebieskim szlakiem z miejscowości Ostre, powrót przez Malinowską Skałę. Pod skocznie trafia się bez trudu, są dobrze widoczne z drogi, a tuż obok jest spory (darmowy



Przy okazji poprzyglądaliśmy się busom różnych reprezentacji i rozgrzewającym się zawodnikom



