30 lipca, niedzielaTo dopiero piąty, a już ostatni dzień naszej wschodniej podróży A.D. 2017
. Miała być znacznie dłuższa ale wyszło jak wyszło…pogoda latem tego roku nie rozpieszczała. Nie lubimy zwiedzać w deszczu i chłodzie
a że terminy urlopowo-wyjazdowe możemy kształtować niemal dowolnie, wpasowaliśmy się idealnie w dość krótkie lipcowe okienko z ładną pogodą. Bo w sumie nie mogliśmy na nią narzekać… a już na ten ostatni, lubelski dzień to już absolutnie
. Dzień był piękny, prawdziwie letni, bezwietrzny i upalny, może niezbyt idealny na łażenie po mieście
, ale daliśmy dzielnie radę. Zresztą, po poprzedniej wizycie w Lublinie rok wcześniej tym razem bardziej nastawiliśmy się na bezwładne snucie się po ulicach, niż gorączkowe bieganie od zabytku do zabytku
.
A dlaczego znów Lublin? . Z kilku powodów, po pierwsze bardzo spodobało się nam to miasto i chyba je polubiliśmy, po drugie, pozostało nam w nim kilka miejsc które chcieliśmy zobaczyć (jak np. przebudowany i oddany wiosną do użytku plac Litewski), a po trzecie
- w roku 2017 Lublin obchodził swoje 700-lecie i naszym przyjazdem chcieliśmy ten jubileusz uczcić
. W związku z jubileuszem w mieście przez cały rok odbywało się wiele imprez i wydarzeń a na koniec lipca zaplanowany był (reklamowany nawet na billboardach w Wrocku
) Carnaval Sztukmistrzów
. Nie żebyśmy akurat byli bardzo zainteresowani akurat tym, zresztą w ciągu paru godzin wiele zapewne i tak byśmy nie zobaczyli, ale przy okazji, skoro już będziemy, to może coś się uda. Na marginesie – w 2018 roku podobny festiwal jest planowany dokładnie w tym samym terminie pod koniec lipca
.
No dobrze, ale póki co właśnie obudziliśmy się o świcie nad zalewem Zemborzyckim
. Tym razem mieliśmy towarzystwo, które dopiero teraz możemy zlokalizować, wczoraj wiele widać nie było. Wszyscy jeszcze śpią
.
My staraliśmy się zachowywać cicho, ale jego śniadanie nie ma szans na spokojny przebieg
.
Jeszcze się tylko spakujemy…
…i jedziemy do centrum.
A w centrum w niedzielny poranek pusto
. Zupełnie inaczej niż gdy byliśmy rok wcześniej, w dzień powszedni… fajnie, dzięki temu możemy sobie wybrać zacienione miejsce do pozostawienia auta na tych kilka godzin blisko Starego Miasta. Ostatnio zresztą też tak było, tylko że trochę trudniej przyszło nam je znaleźć
.
Pierwsze kroki kierujemy do stojącej tuż przy dworcu PKS cerkwi prawosławnej. Co ciekawe świątynia była wybudowana jako cerkiew i takie też funkcje pełniła niemal przez cały czas, aż do dziś. Powstała na początku XVII wieku i reprezentuje styl późnorenesansowy. Przez wieki nie uległa poważniejszym zniszczeniom, we wnętrzu znajdują się w związku z tym cenne zabytki, jak XVII wieczny, niemal oryginalny ikonostas. Jednak nie będziemy mogli go zobaczyć, w cerkwi odprawia się nabożeństwo i wewnątrz jest tłum ludzi, a jeszcze dochodzą nowi. Tylko zajrzeliśmy przez otwarte drzwi, a tak to pozostało obejrzeć cerkiew dookoła.
Na pierwszy rzut oka budowla w ogóle nie przypomina cerkwi
.
Gdy się przyjrzeć jednak dokładniej, można ten fakt rozpoznać
.
Cerkiew stoi niemal na samym dworcu PKS, który tu akurat jeszcze jakoś wygląda…
…w swojej głównej części przywodzi na myśl baaaaaardzo głębokie lata 80-te i początek 90-tych
.
Wręcz nieprawdopodobne się wydaje że tak to miejsce wygląda, w centrum wielkiego miasta, tuż przy Starówce. Ale w sumie co nam to przeszkadza
, można powiedzieć że taki swoisty „skansen” na którym nawet w niedzielny poranek handluje się przeszmuglowanymi z Ukrainy papierosami
ma swój urok
.
Kamienice przy dworcu.