Cały kompleks jest dość spory, budynki – jak to w sanktuariach mieszczą pokoje dla pielgrzymów, jadalnie itp. itd.
Prawdę mówiąc średnio by nas to interesowało tak normalnie, ale – jako że nigdy nie mieliśmy okazji być w takim miejscu w takim czasie – przyglądamy się z ciekawością. Przypuszczam że wyglądaliśmy dość dziwnie, bo oprócz nas nikt nie miał aparatu zawieszonego na szyi
, poza tym wiekowo też nieco odbiegaliśmy od średniej
.
Zaglądamy na punkt widokowy gdzie stoi wieża, na którą za drobną opłatą można wejść. Tzn. można byłoby, gdyby nie to że było zamknięte
. Przypuszczam, że i tak byśmy nie weszli bo pora już nie ta, a poza tym widoki też takie niezbyt
.
Tuż obok jest wielka łąka na której stoi chyba z 1000 namiotów
. Fotki brak… głupio nam było robić, zwłaszcza że i tak wleźliśmy na teren mimo napisu że wstęp tylko z identyfikatorem… Nikt nas jednak nie wyrzucił. Wracamy do auta, słońce zaszło, jeszcze chwila i będzie zupełnie ciemno.
Parę zdjęć z Kalwarii Pacławskiej.
Ochrona przyrody tu nie obowiązuje?
.
Poza odnowionym kościołem i będącym chyba w trakcje remontu klasztorem reszta budynków zdecydowanie pamięta lepsze czasy.
Impreza dopiero się zacznie…
Kalwaria Pacławska zrobiła na nas raczej średnie, by nie powiedzieć kiepskie wrażenie. Panuje tu jakiś taki chaos, architektoniczny i nie tylko…. może dlatego, że trafiliśmy akurat na taki moment. Zapamiętałem sobie to miejsce jednak inaczej sprzed lat, wtedy podobało mi się tu bardzo, zwłaszcza ze względu na ładne widoki na okolicę. Czyżby wzgórze obrosło przez te 20 lat drzewami?
, żadnych pięknych widoków nie zaobserwowałem.
Zamierzaliśmy wrócić niżej, gdzieś nad rzeczkę by w jej pobliżu spędzić tę noc. Ale pomyślałem, a może przejedziemy jeszcze przez wioskę, może gdzieś dalej będą ładne drewniane zabudowania? Zabudowań nie było… a szukając miejsca do nawrócenia zajechaliśmy w ciekawe miejsce
– tuż za ostatnimi domami pod drzewami stoi kilka kapliczek kalwaryjskich dróżek, nawet całkiem okazałych
. Od razu pomyśleliśmy, że to też może być całkiem dobre miejsce na nocleg
.
Umieściliśmy się pod drzewami koło jednej z nich na fajnym równym terenie. Rozłożyliśmy się z obozowiskiem i zaczęliśmy gotowanie obiadu… wcześniej w ogóle nie zwróciliśmy uwagi na pogodę
a okazało się że niestety wyraźnie się pogorszyła. Z południowego zachodu nadciągały czarne, burzowe chmury, w jednym momencie zerwał się silny, nawet bardzo silny wiatr z tamtej strony. Przez jakiś czas dawaliśmy sobie radę bo chronił nas przed podmuchami budynek kaplicy ale gdy zaczęły padać pojedyncze krople deszczu musieliśmy skapitulować… zresztą wiało już zbyt mocno. Pozamykałem auto i przenieśliśmy się pod niewielki daszek przy wejściu do kaplicy, dalej wstępu chroniła krata. Niestety… padało coraz mocniej
i zacinało, daszek przestał pełnić swoją funkcję. Biegiem poprzenosiliśmy rzeczy do innej, nieco dalszej kaplicy zdążając zanim burza i ulewa rozpętała się na dobre… całe szczęście, że jednak nie zjechałem na dół, do rzeki. W popołudniowym słońcu okolica wydawała się tam niemal rajem, teraz w zupełnych ciemnościach, ulewie i akompaniamencie grzmotów i błyskawic byłoby nam tam niewesoło… Mały budynek kapliczki z pewnością nie powinien służyć do takich celów do jakich go wtedy wykorzystaliśmy
, ale nie było zbytniego wyboru.
W końcu około 23 burza straciła swoją moc, prawie przestało padać. Baliśmy się o siebie, ale też o auto, które co prawda stało nie bezpośrednio pod drzewem, ale przy takim wietrze to mogło być różnie. Dopiero wtedy przenieśliśmy się do auta pozostawiając część naszych rzeczy w kapliczce. To było dodatkowo męczące i emocjonujące zakończenie tego i tak porządnie wyczerpującego dnia…
c.d.n.