piekara114 napisał(a):W tej sali z tajnym przejściem mogli sobie darować tą czerwoną wykładzinę dywanową...strasznie psuje wygląd...
walp napisał(a):To jakiś wściekły lilaróż.
Widać taka tylko była w przemyskim markecie w budżetowej cenie
Co do koloru... nie podejmuję się rozstrzygać
, te fotki zrobiłem Fuji a on często chadza własnymi ścieżkami
.
walp napisał(a):Nigdy tam nie byłem, ale te zdobienia pięknie wyglądają. To chyba jest ta sama technika, którą widzieliśmy na pałacu przy Piazza dei Cavalieri w Pizie
marze_na napisał(a):Dokładnie tak. Nazywa się sgraffito.
Miałem o tym wspomnieć w następnym odcinku, kiedy więcej czasu spędzimy na dziedzińcu
Krasiczyńskie sgraffito wygląda niezwykle efektownie, nie wiem czy nie jest to najbardziej okazały przykład tej techniki w Polsce.
A polega ona na pokrywaniu ścian kolorowym tynkiem i zeskrobywaniu wzorów wg szablonu w czasie gdy jeszcze nie zasechł.
Podobno oryginalnie zdobienia pokrywały ok 7000m2. Przy restauracji zamku odtworzono ponad połowę z nich, zarówno na zewnątrz jak i na dziedzińcu.
iwc1 napisał(a):Piękny taki poranek nad rzeką tylko można pozazdrościć śniadania na trawie.. Co do rzeki ta kąpałem się w Sanie bez skutków ubocznych woda taka sobie
Od 10 lat to można powiedzieć nasz stały wyjazdowy element
, Małgosia nawet twierdzi, że jest to dla niej jedna z głównych przyjemności podczas podróży... takie spokojne chwile na łonie natury gdzieś na uboczu. Nie zawsze takie miejsce uda się nam znaleźć, ale przeważnie nie możemy narzekać
W Sanie akurat się nie kąpałem, ale podczas pierwszych wyjazdów gdy jeszcze "uczyliśmy się" takiego sposobu na podróżowanie (Rumunia, Bułgaria) kąpiele w rzekach były normą
. I też pamiętam takie jedno miejsce gdzieś na północy Rumunii, takie lokalne kąpielisko nad zalewem gdzie występował podobnie działający czarny muł... o czym się przekonałem dopiero po wyjściu z wody a i to nie natychmiast bo było już ciemno
.
Dzięki za miłe słowa
marze_na napisał(a):Kiedy byłam w Krasiczynie parę lat temu na zamku odbywały się jakieś uroczystości i nie był udostępniony do zwiedzania
. Z tym większą przyjemnością śledzę więc tą część relacji.
I niecierpliwie czekam na Przemyśl .
Mi się wydaje (ale nie jestem tego pewien) że gdy byłem przed laty w Krasiczynie to zamek był niedostępny jeszcze do zwiedzania... to był chyba rok 2000. Jeszcze chwilę tam pobędziemy... w założeniu mieliśmy tam spędzić godzinkę-półtorej i szybko pędzić do Przemyśla a się okazało że trochę nam zeszło
. W każdym razie zamek jest piękny i warty odwiedzenia
, nawet mimo tego, że nie miał tyle szczęścia do wojennych zawirowań co Łańcut. I wydaje mi się, że jest rozsądnie wykorzystany w części na hotel, chociaż nie podobało mi się, że mimo wykupienia biletu w środku czekają "niespodzianki" w postaci dodatkowych opłat za lochy czy wieżę.
A Przemyśl, cóż, klasa sama w sobie. Coś tam pamiętałem sprzed wielu lat, ale teraz, takie bardziej świadome odwiedziny smakują zupełnie inaczej
.
Pozdrawiam