5 maja, sobota c.d.
Minęło południe, z parkingu wyjeżdżamy około 13 ze świadomością, że nasza tegoroczna toskańska przygoda właśnie definitywnie się kończy
. To było nasze ostatnie odwiedzone miejsce, zobaczyliśmy dużo, ale do bardzo wielu punktów z przedwyjazdowej listy nie udało się dotrzeć, nie starczyło czasu. Teraz czeka nas kawałek drogi... ale nie przesadzajmy, z Grecji jest znacznie dalej
.
Bez większego problemu opuszczamy Arezzo, będąc już na właściwej drodze w kierunku Sansepolcro jeszcze na chwilę zatrzymuję się w pierwszym dogodnym miejscu, sporym placu przy lesie. Wyszło słońce, trzeba się przebrać w lżejsze rzeczy, trzeba coś zjeść, napić się , przygotować napoje energetyczne na drogę. Małgosia nie przepuszcza napotkanym roślinkom
Po drugiej stronie ulicy "przechadza się" słusznych rozmiarów osoba, gdy podchodzi bliżej i przechodzi tuż koło nas zwróciliśmy na nią baczniejszą uwagę. To ubrana na biało, młoda, gruba Murzynka, jedna z wielu prostytutek jakie mogliśmy zobaczyć przy włoskich drogach. Rzadko mam teraz okazję podróżować po Polsce więc nie wiem jak to u nas wygląda, dawniej jak pamiętam też widywało się takie obrazki. Przechodząc tuż obok samochodu, "panienka" obrzuciła mnie przeciągłym spojrzeniem i zalotnie powiedziała "hello"
. Na szczęście poszła sobie... a my odjechaliśmy jak najszybciej się dało
.
Do Sansepolcro jedzie się kawałek zwykłymi drogami, a kawałek dwupasmówką. Potem wjeżdżamy na bezpłatną drogę szybkiego ruchu E45. Jedzie się niby dobrze, bezkolizyjnie, estakadami nad górskimi dolinami, musimy wszak przeciąć łańcuch Apeninów. Co z tego, kiedy nawierzchnia tej drogi jest tak fatalna, że chcąc oszczędzać zawieszenie właściwie nie da się jechać nawet naszą zwyczajową "setką"
.Poza tym co kawałek są zwężenia z powodu remontów, mijanki... ogólnie kiepsko. Ale i tak lepiej i szybciej niż byśmy mieli jechać zwykłymi drogami przez miasta i wsie.
Tak dojeżdżamy do Ceseny i Rawenny, potem już zwykłą drogą do Ferrary. Jest gorąco, parno, słońce świeci przez zamglone niebo. Rawenna i Ferrara były w planie... nie w tym roku niestety, może w przyszłym. Przez Ferrarę przejeżdżamy kompletnie na ślepo, za drogowskazami, ufając że jak zawsze dobrze nas tu poprowadzą. Tym razem zaufaliśmy na wyrost
, wyprowadziły nas może w dobrym kierunku, ale po drugiej strony Padu... trochę kombinowania lokalnymi drogami było ale ostatecznie przejechaliśmy wielki most nad wielką rzeką i w Ostiglii wjechaliśmy na trasę, którą parę dni temu jechaliśmy na południe, z Werony do Modeny.
Właściwie już wcześniej zdecydowaliśmy, że w Weronie wjedziemy na autostradę. Robiło się coraz później, a im dalej na północ, pogoda była coraz gorsza, na niebie pojawiały się czarne chmury zwiastujące burze i ulewy. Myśl o kilku godzinach 200 km jazdy górską doliną przez miasta i wioski nie była zachęcająca, dlatego w Weronie kierowaliśmy się już tylko na autostradę A22. Udało się pokonać strasznie skomplikowane rozjazdy bez pomyłki, ale naprawdę zrobiły one na mnie wielkie wrażenie
.
No i "pomknęliśmy" prawym pasem
w kierunku przełęczy Brenner. 200 km jazdy to dla nas 2 godziny z kawałkiem, ta przyjemność kosztowała nas niespełna 15 euro na ostatnim zjeździe przed przełęczą, więc bardzo tanio niestety nie jest. Ostatnie kilkanaście włoskich kilometrów pokonamy już zwykłą drogą, zwłaszcza że mieliśmy zamiar zatrzymać się póki jeszcze było jasno i ugotować sobie ostatni podczas tego wyjazdu obiad. Poganiani kropiącym deszczem ale porządnie najedzeni ruszyliśmy dalej gdy zapadał już zmrok. A dalej była już tylko ostrożna jazda śliską, mokrą drogą w ciemnościach przez Brenner do Innsbrucka, kilka chwil błądzenia i tankowanie do pełna bardzo taniej austriackiej benzyny na tej samej stacji co poprzednio. Znów przełęcz i jesteśmy w Niemczech.
Jest 23, prześpimy się rzecz jasna pod skocznią w Ga-Pa
.
Mapa dzisiejszej trasy:
A - Cortona
B - Arezzo
C - Ferrara
D - Verona
E - Ga-Pa