3 maja, czwartek c.d.
Teraz przed nami kolejny cel
Nieeeee, to nie ta otoczona winnicami rezydencja z wysadzaną cyprysami i oliwkami alejką... to jakby trochę nie nasze klimaty
. Teraz pojedziemy na tę górę
.
Kawałek drogi tam jest, krętej i wąskiej. Nie sposób tu jednak zabłądzić, na każdym skrzyżowaniu stoją porządne drogowskazy z wypisanymi kilkoma miejscowościami czy miejscami do których można daną drogą dojechać, są też wypisane odległości. Najpierw zjeżdżamy w dół, do samego dna doliny, którą płynie rzeka Orcia. Widoczek na wspominaną rezydencję z drugiej strony
Dolina rzeki Orcia (Val dOrcia) jest wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO
jako wzorcowy krajobraz
. Teraz jeszcze tego nie widać... ale już za jakiś czas może zobaczymy dlaczego....
Jeszcze nie teraz. Teraz przed nami
Monte Amiata . Góra ta jest wygasłym wulkanem, drugim co do wysokości we Włoszech, jednocześnie najwyższym szczytem południowej Toskanii o wysokości 1738 m n.p.m. Też chciałem tu przyjechać, ale bardzo mocno chciała tego Małgosia. Wycieczki górskie są właściwie już poza jej zasięgiem, więc jeżeli można na jakąś górę wjechać, zwłaszcza samochodem
, to takiej okazji nie chce zmarnować... Wydawało się, że to blisko, tuż tuż, góra jest na wyciągnięcie ręki, ale znaki nieubłaganie pokazały że jeszcze ponad 30 km
, no trudno...
Jedziemy więc, coraz wyżej i wyżej, temperatura spada
, winnice się kończą, kończą się łąki ustępując miejsca pięknym lasom, głównie bukowym. To fajna pora roku... widać jak niżej liście są już całkiem rozwinięte, wyżej dopiero zaczynają, jeszcze wyżej nawet nie dowiedziały się nawet że jest już wiosna
.
Droga jest dobra, choć trzeba jechać powoli bo jest rzecz jasna kręto i jak dla Skody dość mocno pod górkę. W końcu do pokonania jest niemal 1000 m przewyższenia. Sieć drogowa w rejonie jest dość gęsta, ale wciąż wszystko jest świetnie oznakowane... na poboczu stoją nawet tabliczki informujące o pokonanych kolejnych setkach metrów wzwyż. Na jednym z rozwidleń na środku drogi stoi policja, trochę się wystraszyliśmy, że może dalej nie wolno jechać, może coś robią, coś zamknęli... na szczęście nie. Pan policjant wyjaśnił nam, po włosku rzecz jasna, więc cud że cokolwiek do mnie dotarło
, że będą z góry zjeżdżać kolarze i że mamy uważać i stawać na poboczu gdy będą nas mijać. Nie ma sprawy
.
Myśleliśmy, że zaraz z góry zjedzie jakiś pędzący peleton
, okazało się że minęło nas zaledwie paru, chyba trenujących zjazdy, fachowo wyglądających rowerzystów.