Niestety , łatwo powiedzieć, trudniej zrobić . Już jak z samego rana wyszliśmy z auta przez głowę przemknęła mi niepokojąca myśl, że może nie być całkiem prosto stąd się wydostać. A dlaczego? To proste... skoro wczoraj zjeżdżaliśmy w dół, dziś trzeba będzie trochę podjechać. Ziemia, już nasiąknięta wodą po ostatnich deszczowych dniach, teraz dodatkowo otrzymała porcję rosy, jest śliska, trawa tak samo.... A to w połączeniu z słabym silnikiem Feli i jej bądź co bądź pewnym obciążeniem może nie skończyć się dobrze
Ale na razie o tym nie myślę. Pakujemy się i wsiadamy, ruszam... początkowo jest spokojnie, ale za chwilę przy mocniejszym nachyleniu przednie koła zaczynają się ślizgać, auto staje w miejscu... nie da rady. Jak zwykle, najłatwiej odciążyć je z Małgosi , a ja próbuję cofnąć nieco niżej by nabrać rozpędu. Niestety, trochę źle wymierzyłem, a trochę auto się ześlizgnęło... w efekcie tylny lewy róg wylądował w krzakach . Próbuję wyjechać, nic z tego, teraz to już na pewno do góry nie da rady, a w dół też nie bardzo...
No to się urządziliśmy , nie ma co. Nic nie poradzę, trzeba łamać gałęzie, by móc nakierować samochód tyłem w dół. To kolczaste zarośla, tarniny jakieś albo coś w tym guście... po chwili mam podrapane ręce i powbijane w nie kolce, ale nie myślę o tym w tym momencie, najważniejsze by uwolnić auto bez sprowadzania jakiegoś cięższego pojazdu. Mówiąc szczerze początkowo nie mam większej nadziei że się uda, potem, po zrobieniu miejsca i dodatkowym odciążeniu z bagaży na szczęście jakoś udaje mi się wymanewrować z pułapki a jeszcze później, ostrożnie, nie bez naprawdę wielkiego trudu, przy ryku silnika i kołach kręcących się jak po lodzie, podjechać w bezpieczniejsze miejsce. Dużo pomogła w tym Małgosia, która pchała ledwo podjeżdżające auto z tyłu.... choć z góry pchać byłoby łatwiej . Jeszcze tylko pownosić rzeczy pod górkę, powkładać do auta i możemy jechać...
Byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni, wręcz szczęśliwi, że udało się wyjść bez szwanku z opresji, nawet lakier Skody nie doznał uszczerbku. Ale wygląd jej jest że pożal się Boże . Błoto na szybach, nawet na dachu, całe nadkola oklejone błotem z trawą... ogólnie tragedia. Nie możemy tak jechać, zaraz po wyjechaniu na asfalt zatrzymuję się w dogodnym miejscu i usiłuję doprowadzić auto do przyzwoitego stanu. W tym czasie Małgosia... oczywiście robi zdjęcia
c.d.n.