30 kwietnia, poniedziałek c.d.
W dobrych nastrojach spowodowanych w miarę poprawiającą się aurą wyruszamy więc na zachód w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Jeszcze przed wyjazdem wiedziałem, że koniecznie musimy zobaczyć morze... kolejne morze, tym razem Liguryjskie. Wiedziałem też, że za wiele różnić się od wcześniej widzianych nie będzie
, ale liczy się fakt
. A nad morzem, nawet we Włoszech, pewnie coś się znajdzie
.
Bez większego problemu wydostajemy się z miasta i przecinając główną nadmorską drogę i autostradę jedziemy nad to morze... ale nie dojechaliśmy
. W tym rejonie tereny nadmorskie są objęte jakimś Parkiem Krajobrazowym albo czymś w tym rodzaju i natrafiliśmy na piękny szlaban z jeszcze piękniejszym kółkiem zakazu wjazdu. W tył zwrot i pora na plan awaryjny, to samo morze, ale trochę na północ. Skręcamy w małej wiosce Migliarino i ponownie jedziemy na zachód z zaciekawieniem i w sumie rozbawieniem obserwując jak to każda dróżka, jest zamknięta i opatrzona zakazem wjazdu a niektóre pola są nawet w całości ogrodzone
. Dojeżdżamy do morskiego brzegu, zaczyna się las a droga skręca na północ. Jedziemy, jedziemy, a las.... cały las jest OGRODZONY
. No nieźle...
. W końcu są wydmy, są płatne parkingi, są zejścia na plażę, są oczywiście bary, parasolki i leżaki. Jest to co "kochamy"
.
Bagno di Vecchiano, tak nazywa się to miejsce. Przed sezonem wszystko (albo prawie wszystko) jest tu oczywiście pozamykane, pusto, my jedziemy do końca, na ostatni ogrodzony i zadaszony jakimiś foliami parking, tu zostaniemy na noc. Najpierw pędzimy nad morze
Morze Liguryjskie, ładne wydmy z sosnami i jałowcami, szeroka piaszczysta plaża, muszelki, zachód słońca i .... stojaki pod parasolki stawiane od sznurka...
.
Po Krzywej Wieży trochę trudno było złapać właściwy pion i poziom
Wracamy, czas coś zjeść. Nie jesteśmy, sami na parkingu są 2-3 auta, jest nawet jeden busik służący dwojgu młodym ludziom za kamper, który jednak potem odjeżdża. Gotujemy sobie porządne jedzenie straszeni od czasu do czasu kropiącym deszczem. Mimo zapadających ciemności ruch nie ustaje, na samym końcu drogi jest taka niby pętla na której dobrze się nawraca. Cały czas przejeżdżają jakieś auta i to właśnie robią, niektóre zajeżdżają też na nasz parking... większość odjeżdża, ale czasem ktoś się zatrzyma, postoi, też odjeżdża....
Mówiąc szczerze trochę to mnie dziwi. Małgosia mówi, ze to przecież nic dziwnego, ludzie przyjeżdżają popatrzeć, pozwiedzać... gdy jest coraz później a aut coraz więcej, również i ona nabiera podejrzeń że coś tu jest nie tak. Coraz więcej aut zostaje też na naszym parkingu, postoją, ktoś na chwilę wyjdzie, zapali papierosa, odjeżdża, znów przyjeżdża za jakiś czas.... nie wróży to nam spokojnej nocy
. Zmęczeni chętnie byśmy już dawno zasnęli, ale zwyczajnie się nie da, a poza tym robi się nam coraz bardziej nieswojo... o co tu chodzi, co to za miejsce?
.
Dochodzi już 23 a zupełnie nic się nie zmienia poza tym, że na naszym parkingu jest już około 10 aut. O nie, to nie jest z pewnością "nasz" parking, on jest "ich" ... Ludzie są różni, są młodzi, są starsi mężczyźni, jest nawet jedna kobieta... czasem rozmawiają półgłosem, czasem siedzą w swych autach, czasem wysiadają i znikają w ciemności..... Inne pojazdy wciąż kursują po drodze, nawracają, odjeżdżają. Gdy dwa samochody parkują w bezpośrednim sąsiedztwie nas odrzucamy śpiwory, podnosimy siedzenia i w napięciu czekamy na rozwój wydarzeń. Jeden człowiek wyraźnie jest zainteresowany obcym samochodem na polskich numerach, stoi koło nas i gapi się, zagląda do środka... potem jest ich dwóch, trzech
. Dawno odjechalibyśmy, gdyby nie.... garnek
, został schowany pod autem, Małgosi nie chciało się już go myć, miała to zrobić rano. Szkoda go, ale narasta w nas zwyczajny strach
.
Małgosia jest szybka i zdecydowana, otwiera drzwi, wysiada, łapie garnek wylewając z niego wodę pod nogi dwóm stojącym za autem ludziom, wsiada, w tym czasie ja zapalam silnik... zwiewamy
. Po głowie przelatują nam tysiące myśli... co to za teren, czyje miejsce nocnych spotkań zakłóciliśmy swą obecnością? . Jedziemy do pierwszego parkingu, stoją tam tylko 3 kampery. Tu zostaniemy.
Na razie nie kładziemy się, wciąż przerażeni tym co nas spotkało. Uczucie nie mija... po paru minutach powoli przejeżdża tuż koło nas jakiś samochód... czyżby sprawdzali czy to my i co my tu jeszcze robimy? . Nie, tu pewnie też nie zostaniemy, zwłaszcza, że dwa kampery odjeżdżają, ale patrzymy jeszcze co się dzieje. Na ulicy, tak po prostu stanęły obok siebie dwa auta z włączonymi światłami. Stanęły, stoją tak parę minut, pojechały. Inne w tym czasie wciąż kursują, tam i z powrotem, tam i z powrotem....
Co było dalej, co to było za miejsce, co to byli za ludzie, tego już nie wiemy i tego nigdy się nie dowiemy. Uciekliśmy stamtąd...
Jadąc rozmyślaliśmy co to wszystko miało być... zastanawiamy się kim byli ci wszyscy mężczyźni... gdyby nie obecność jednej młodej kobiety sądzilibyśmy że było to jakieś miejsce gejowskich spotkań
. Mafijny przecież nie...ich stać na lepsze miejsca i lepsze samochody... Zastanawiamy się też do czego mogliby się jeszcze posunąć żeby wygonić nas z tego miejsca, bo wyraźnie było widać że właśnie o to im chodziło gdy tak powoli zbliżali się i nas okrążali...
Około północy było gdy zajechaliśmy tam gdzie byliśmy wieczorem, nieopodal tego szlabanu zamykającego wjazd do Parku. Wcześniej są tereny chyba jakiejś stadniny koni, było nam już wszystko jedno, skręciłem po prostu nieopodal przechodzącej górą autostrady gdzieś w bok i w mało ciekawych nastrojach poszliśmy spać...
To był długi dzień, ale wiele nie przejechaliśmy...
A - nocleg pod Lukką
B - Lukka
C - Piza
D - Bagno di Vecchiano
E - nocleg pod Pizą
c.d.n.