Na razie wróciliśmy na parking i do naszego auta. Idąc, mijaliśmy stojące wzdłuż ulicy zaparkowane różne pojazdy, zwróciłem uwagę na to, że było wśród nich chyba z 10 VW Caddych, jedno niemal obok drugiego. Powiedziałem do Małgosi, popatrz, to jest Caddy, fajne autko, podoba ci się? Odpowiedź była twierdząca... fajny, można by takim jeździć, nie jest za duży, nie jest tak mały, może dałoby radę zrobić w nim jakieś wygodniejsze spanie, może jakieś szafki nawet by się upchało? . Ok, to jak wrócimy, sprawdzę jaką ma szerokość w środku, sprawdzę to i owo, ile też taki by kosztował...Nigdy nie interesowały mnie zbytnio samochody, zawsze wystarczał mi ten, który miałem, dlatego internet w tej dziedzinie był niezbędny by dowiedzieć się więcej. Po powrocie zasiadłem przed komputerem, posprawdzałem, poczytałem, pooglądałem.... no szafek to my w nim nie upchamy, ale łóżko
, po co kombinować, skoro istnieje coś takiego jak VW Caddy Tramper, który ma nie tylko oryginalne, wyciągane łóżko, ale także i parę innych „gadżetów” które mogą się nam w naszych podróżach przydać i je usprawnić. A na dodatek taki Tramper jest właśnie wystawiony na sprzedaż, w akceptowalnej cenie, od pierwszego właściciela, który z całego tego wyposażenia nawet nigdy nie korzystał
, do tego pod Poznaniem....
Niespełna 2 tygodnie później staliśmy się właścicielami srebrnego Caddy'laka
i gdy ktoś na forum spytał jak go nazwiemy, Małgosia wymyśliła od razu – LUNA, bo jest srebrny jak księżyc i pomysł na niego zrodził się właśnie po tym jak nie dotarliśmy na tę słynną plażę – CALA LUNA
. Teraz to już na pewno będziemy musieli na nią dotrzeć
.
Póki co jesteśmy jeszcze na Sardynii
i wsiadamy do zielonej Skody Felicji
. Mamy do pokonania kawałek drogi, ale mamy też trochę czasu specjalnie przeznaczonego, by zatrzymać się w odpowiednim miejscu, przygotować się do podróży promem i ugotować sobie obiad, już niestety ostatni...
To miejsce wypadło nam przed La Calettą, miasteczkiem z niewielkim porcikiem. Jest tam długa na 2-3 kilometry plaża, prawie nie zagospodarowana – w sam raz na taki postój, ale i nawet byłaby niezła na nocleg, z czego korzystało kilka stojących w lasku kamperów. My zajęliśmy się gotowaniem, jedzeniem i pakowaniem, a potem zajrzeliśmy też na plażę. Chętnie byśmy się jeszcze zanurzyli na pożegnanie w chłodnej wodzie, ale niestety, pogoda się pogorszyła, temperatura spadła, mocno wiało – odpuściliśmy.
Torre di Santa Lucia na południu.
La Caletta na północy.
Dotarliśmy do Olbii na jakieś półtorej godziny przed odpłynięciem promu, tym razem już wiedziałem dokąd mam się udać po bilety, zapłaciłem ze zniżką ciut mniej niż 100 euro i dostałem blankiet z kolejną zniżką na rejs liniami MOBY. Jeszcze na promie posprawdzaliśmy skąd i kiedy pływają promy na Korsykę
, byliśmy praktycznie zdecydowani by się we wrześniu na tę wyspę wybrać – wyszło inaczej, zniżka przepadła
, no trudno.
Obsługa zaraz zaczęła wpuszczać do środka, wjechaliśmy, zajęliśmy sobie podobne miejsca co w tamtą stronę, choć już tak dużo miejsca i tak wygodnie nie było, ale jakoś rozłożyć się do spania dało. No i odpłynęliśmy...
28 maja, sobotaTo był długi i męczący dzień
, postanowiliśmy bowiem pokonać te 1400 km bez noclegu
. Najpierw FI-PI-LI do Florencji, potem już autostradą. Pogoda sprzyjała, było słonecznie i ciepło, prędkość przelotowa autostradowa Skody Felicji pozostawała niezmienna na poziomie 100 km/h – do czasu. Ten czas nastąpił kawałek za Gardą gdy na autostradzie co i rusz trafiały się spowolnienia nawet do całkowitych zatrzymań. Porządny korek zaczął się przed Brenner, ale my wtedy tradycyjnie omijając opłaty za ten odcinek zjechaliśmy na Vipiteno. Opłata została w portfelu, ale utknęliśmy w jakiejś wiosce kawałek dalej w potężnym korku
spowodowanym jakimiś robotami drogowym. Cóż, był środek pięknej, pogodnej soboty, trudno się dziwić, że wielu Austriaków, Niemców i Włochów wybrało się na majówkę...
Reszta trasy minęła bez przygód, tankowanie w Innsbrucku, jeszcze jeden korek przed Ga-Pa, kolejne tankowanie już w Polsce – późnym wieczorem w Zgorzelcu. Do domu dotarliśmy w środku nocy... i tak zakończyła się ta pierwsza podróż w 2016 roku, zarazem najprawdopodobniej ostatnia tak daleka wyprawa wierną, niezawodną zieloną Skodą Felicją 1.3 MPI - 68 KM, rocznik 2000, przebieg około 238.000 km. Bywało ciężko i męcząco, było powoli, było gorąco, było niełatwo. Ale to kawał naszego życia i kawał naszych wspomnień, którymi przez wiele lat dzieliliśmy się z Czytelnikami na cro.pl-owym forum.
To już KONIEC
Dziękujemy za uwagę
.