Widoki bardzo ładne, zwłaszcza o tej porze i przy takiej pogodzie, skuszeni więc drogowskazem zapuszczamy się jeszcze w jakąś boczną kamienistą dróżkę.
Jedzie się raz lepiej raz gorzej, mija parę kilometrów a nic szczególnego nie widzimy
, robi się coraz później, czas ucieka a my jeszcze musimy znaleźć coś do spania
. Pamiętam z poprzedniego roku że chyba nie będzie łatwo… w każdym razie postanawiamy zawrócić.
Za to – jeszcze inny punkt widokowy przy głównej drodze.
Ok, jedziemy dalej, teraz już tylko szukamy noclegu, głodni też dość porządnie jesteśmy. Nastawiam się na okolice Urzulei, pamiętam że także tam jest spory płaskowyż i powinno dać się wjechać w jakąś boczną dróżkę. Realia są dość brutalne, próbujemy to tu, to tam, ale dróżki kończą się jakimiś zabudowaniami, albo są zakazy, albo jeszcze co innego… jest kiepsko. W końcu zajeżdżam w jedno miejsce, jest blisko drogi ale powyżej niej i osłonięte krzakami - byłoby super gdyby nie to, że kawałek dalej… stoi jakieś inne auto
. Zwykłe, osobowe, na włoskich numerach, a w nim (albo przy nim) młodzi ludzie z malutkim dzieckiem. Co tu robią? Nie mamy pojęcia, ale nawet jeśli przyjechali na spóźniony piknik to pewnie zaraz pojadą, my zabieramy się za rozbijanie obozu.
Wszystko przygotowane, ugotowane, zjedzone… a samochód jak stał tak stoi
. Co ciekawe z polnej dróżki wiodącej gdzieś wśród łąk i drzew nadjechała terenówka, z której wysiadł również młody człowiek. Grupka Włochów znała się, raczej dobrze, ale wydawała się zaskoczona tym spotkaniem… mijał coraz dłuższy czas a oni stali przy samochodach, gadali, gadali i końca widać nie było. Całość naprawdę była zagadkowa, przypomniała się nam oczywiście sytuacja z parkingu przy plaży pod Pizą, gdzie w końcu zrobiło się tak dziwnie i tajemniczo, że musieliśmy uciekać
. Teraz nie wydawało się że będzie tak źle, ale trochę baliśmy się położyć spać…było już naprawdę bardzo późno i od dawna całkiem ciemno, gdy samochody się rozjechały wreszcie w swoje strony.
Nie było nam mimo to dane wreszcie spokojnie odpocząć po długim dniu, tym razem przeszkodziło nam…. stadko koni
. Gdy już spaliśmy, coś porządnie stuknęło, raz, drugi, załomotało tuż obok… przerażeni zerwaliśmy się od razu… za oknami jakaś wielka biała plama, rusza się… to jeden z nich, o białym, czy też bardzo jasnym umaszczeniu zainteresował się zarówno samochodem jak i pozostawionymi na zewnątrz krzesełkami i lodówką. Konie w dzień – takie doświadczenia już mieliśmy z Rumunii, ale w nocy? To trzeba było na Sardynię przyjechać
. Uznaliśmy, że jednak nie będzie nam dane spędzić nocy w tym miejscu, spakowaliśmy wszystko i było nam wszystko jedno, wyjścia zresztą nie było żadnego – zostaliśmy na noc za kępką zarośli w przydrożnej zatoczce
, miejsce beznadziejne, na szczęście ruch samochodowy zmalał do praktycznie do zera a licznie przebywające w okolicy dla odmiany krowy
były nami trochę mniej zainteresowane niż konie.
To był długi dzień z nieplanowanym zakończeniem na Golgo i dodatkowymi przygodami po zmierzchu
, jeszcze tradycyjna mapka….
A – plaża Feraxi
B – Pranu Muttedu i nurag Goni
C – nurag Arrubiu
D – Jerzu, Ulassai, Osini, Gairo
E – Pedra Longa
F – Altopiano del Golgo
G – nocleg… gdzieś
c.d.n.