Małe i duże niebałkańskie podróże :-)

kulka53 napisał(a):Plaża Berchida



[/img]

... co można napisać po takiej fotce ... ... strasznie kusisz tą Sardynią, ale to dobrze ... ...

... a jak ser, smakował ? ... ...
Pozdrawiam.

Możesz gdzieś wrzucic link do tej plaży na mapie.

FUX napisał(a):Możesz gdzieś wrzucic link do tej plaży na mapie.

... sądzę, że to jest TO ...
Pozdrawiam.

Pięknie Chyba na tej Sardynii (jak tam dopłynę w czerwcu ) skuszę sie od czasu do czasu na noclegi pod namiotem na dziko .

kulka53 napisał(a): To był prawie bardzo udany dzień . c.d.n.

pzdr.

Lidia K napisał(a):

kmichal napisał(a):

kulka53 napisał(a):Prawdę mówiąc nie było tutaj nic szczególnego.

... a jaszczura z doklejanym ogonem nie liczy się ? ... ...
Pozdrawiam.

Jaszczurka jak każdy pospolity robaczek nie specjalnie nas zainteresowała...

Mi też się spodobała. Szczególnie pierwsza fota.

pzdr

kmichal napisał(a):strasznie kusisz tą Sardynią, ale to dobrze ... ...

Kuszę?
Jakieś krzaki, trawsko na plaży, nic nie posprzątane
Skandal... a do tego żadnych leżaków
I ten piach włazi wszędzie, wodę mąci...
Baru żadnego

No nie wiem...

kmichal napisał(a):... a jak ser, smakował ? ... ...

Zły nie był... dobry całkiem. Taki...inny (podobno miał 2 lata )

FUX napisał(a):Możesz gdzieś wrzucic link do tej plaży na mapie.

kmichal napisał(a):... sądzę, że to jest TO ...

Zgadza się - to jest to miejsce.
Dojechaliśmy dróżką od strony południowej.
Kampery stały kawałek na północ, dojazd dłuższy nieco, ale zapewne nietrudny

tiwa napisał(a):skuszę sie od czasu do czasu na noclegi pod namiotem na dziko

A konsultowałeś to już z Jolą?

tiwa napisał(a):

kulka53 napisał(a): To był prawie bardzo udany dzień . c.d.n.

Prawie - bo mocno wiało, no i po południu się zachmurzyło i zrobiło zbyt chłodno by zostać na plaży

longtom napisał(a):Mi też się spodobała.

Jaszczurki mają to do siebie, że albo zastygają na dłuższą chwilę w bezruchu, albo znikają w okamgnieniu.
Gdy trafi się na pierwszą wersję, da radę coś ustrzelić (fotograficznie rzecz jasna ).

Pozdrawiam

Merci.

kulka53 napisał(a):

tiwa napisał(a):skuszę sie od czasu do czasu na noclegi pod namiotem na dziko

A konsultowałeś to już z Jolą?

Coś tam stęka , nie wie czy dożyje , ale przekonam Ją na wariant ekonomiczno-romantyczny . Byleby nasi futboliści w tym dniu nie grali , bo wtedy siedzę jak przyspawany przed tv .
pzdr.

kulka53 napisał(a):Kuszę?
Jakieś krzaki, trawsko na plaży, nic nie posprzątane
Skandal... a do tego żadnych leżaków
I ten piach włazi wszędzie, wodę mąci...
Baru żadnego

No nie wiem...

... w sumie to masz rację, co ja widzę w tej Sardynii ... ...

kulka53 napisał(a):Zły nie był... dobry całkiem. Taki...inny (podobno miał 2 lata )

... ciekawe jak by smakował taki dwuletni z "biedronki" ... ...

tiwa napisał(a): Byleby nasi futboliści w tym dniu nie grali , bo wtedy siedzę jak przyspawany przed tv .

... musisz ich poprosić żeby na grupie zakończyli swój udział ... ...
Pozdrawiam.

22 maja, piątek

No cóż… kolejny dzień, nasz ostatni na wyspie i znów paskudna aura . Niebo zaciągnięte deszczowymi chmurami, chłód, powiewający wiatr. Nie tak sobie wyobrażaliśmy zakończenie majowego urlopu , ale jest jak jest, w końcu to Włochy . Mieliśmy w planie by podjechać do Olbii, kupić bilety na nocny prom do Livorno i poplażować jeszcze gdzieś w okolicy, może na Costa Smeralda. Chyba nic z tego.

Ruszamy na północ i chwilę później łapie nas ulewa, dobrze że zdążyliśmy się pozbierać, ale jesteśmy za to bez śniadania . Z przejazdu zapamiętałem fajną, dobrą na nocleg plażę pomiędzy Santa Lucia a La Caletta i ładnie położone na nadmorskim pagórku miasteczko Posada. Zaraz potem wjechaliśmy na czteropasmową drogę szybkiego ruchu którą dojechaliśmy aż do Olbii.

W międzyczasie trochę zmieniły się nam plany. Małgosia dostała wiadomość, która sprawiła, że powinniśmy jak najszybciej być w domu. Nie pamiętałem dokładnie rozkładu promów, ale wydawało mi się, że coś powinno płynąć rankiem jak nie do Livorno, to do Genui . Zajechałem na terminal promowy i poszedłem zasięgnąć informacji… okazało się, że nic z tego, po pierwsze przecież z Olbii pływa kompania MOBY, a Sardinia Lines z położonego kilkanaście km dalej u ujścia zatoki Golfo Aranci . Żadnego promu nie było widać…

Mimo to postanowiliśmy pojechać do Golfo Aranci by to sprawdzić a przy okazji zobaczymy jeszcze inne tereny Sardynii.

Pogoda nie nastrajała optymistycznie . I tak nie było większego sensu by tu zostawać.



Golfo Aranci leży na wąskim pasemku lądu łączącym wyspę z wielką górą ochraniającą wejście do portu od północy.



Od południa zatokę zamyka wystająca wysoko z morza wyspa Tavolara

Zrobiliśmy rundkę po miasteczku na którego końcu zbudowano port. W sumie nie wiem po co… ale widocznie ten w Olbii był niewystarczający. Wszystko pozamykane na głucho, nie da się ukryć, że coś musiało mi się pomylić gdy sprawdzałem rozkład. No trudno, popłyniemy wczesnym popołudniem z Olbii liniami MOBY na które mieliśmy kupon rabatowy na niecałe 20 euro.

Trochę się przejaśniło, zatrzymaliśmy się na niewielkim parkingu z widokiem na Golfo Aranci by wreszcie coś zjeść…dochodziła już 10.

Około 12 w porcie w Olbii zakupiłem bilety na prom który miał odpłynąć o 14.30, czekało nas 6 godzin rejsu. Ten właśnie dzień był pierwszym tego roku, w którym w rozkładzie przewidziano 2 promy - popołudniowy i nocny, wcześniej pływał tylko jeden dziennie . Co ciekawe, na tej samej trasie, taki sam prom dniem płynie około 6 godzin a nocą ponad 8 . Bilet kosztował podobnie jak w przeciwną stronę – zapłaciłem niecałe 100 euro.

Po chwili oczekiwania wpuszczono nas na jednostkę, tę samą którą tutaj przypłynęliśmy. Zadziwiająco mało ludzi zdecydowało się na ten rejs, tłumaczyliśmy sobie to właśnie faktem, że to pierwszy popołudniowy prom w tym roku .

Włoska majowa pogoda jest jak kobieta – niezmiennie zmienna . Żegnało nas przejaśniające się niebo i coraz więcej słońca… może w ten sposób Sardynia chciała nam zrekompensować niedostatki aury a przy okazji zachęcić do powrotu? . Bo już teraz, odbiwszy od nabrzeża w Olbii wiedziałem że jeszcze kiedyś musimy tutaj wrócić

Golfo Aranci



Jest nawet tutaj trochę całkiem pustych plaż…



Ten prom popłynie nocą











Nawet stercząca z morza skalista Tavolara ma jedną plażę







To był naprawdę udany urlop .



Sardynia zrobiła na nas wielkie wrażenie, zarówno swoimi plażami, jak i swoim krajobrazem (zwłaszcza wschodniej części) i historią. Jest na tyle duża, że są tu zarówno dobrze zorganizowane ośrodki wakacyjne jak i tereny niezagospodarowane. Jedynym minusem jest brak pięknych miasteczek, takich perełek które zapadłyby w pamięć, po których można byłoby się wałęsać bez końca odkrywając klimatyczne zaułki. Są oczywiście wyjątki, należy do nich na pewno Bosa, Castelsardo czy Alghero, dobrze wspominamy też Iglesias czy Cagliari. Z pewnością można tu powracać za każdym razem odkrywając coś nowego. My na pewno jeszcze tam wrócimy .

Ale tymczasem płyniemy promem na ląd. Jest pusto, spokojnie i cicho, ludzi płynęło akurat tyle by każdy chętny mógł znaleźć sobie wygodną kanapę do poleżenia. Małgosia większą część rejsu przespała, ja jakoś zasnąć nie bardzo mogłem. A przydałoby się… czekało nas sporo km wieczornej i nocnej jazdy. Za to w promowym sklepiku wypatrzyłem i kupiłem nam koszulki z sardyńską flagą w bardzo przystępnej cenie 10 euro .

W Livorno byliśmy około 21. Uzupełniłem zawartość baku, powinno wystarczyć do Austrii. Skierowaliśmy się na Fi-Pi-Li, bezpłatną drogę którą dojedziemy do Florencji. Jechało się fatalnie , są tu liczne ograniczenia prędkości, duży ruch i kiepska miejscami nawierzchnia, do tego zaraz za miastem zaczęło padać. Jazda w takich warunkach po ciemku była naprawdę męcząca, podobnie zresztą za Florencją, kto jechał autostradą do Bolonii wie jak to wygląda , wąsko, zakręty a do tego deszcz i mgła… miejscami nie sposób było poruszać się szybciej niż 70 km/h.

Na szczęście potem było już trochę lepiej. Chcieliśmy koniecznie dojechać na Brenner i tam zostać na noc, jest tam wielki plac parkingowy na którym widzieliśmy nocujące kampery. W naszym przypadku trudno jednak było mówić o nocy , dotarliśmy tam płacąc około 40 euro za autostradę krótko po godzinie 3 , za długo więc nie pośpimy. Na Brennerze na wysokości około 1200 m n.p.m. musiało być ostatnimi dniami załamanie pogodowe – leżał śnieg , a w czasie gdy tam dotarliśmy wiał silny lodowaty wiatr i samochodowy termometr pokazywał 1,5 stopnia . Jednak musieliśmy się trochę przespać, w takich warunkach chyba po raz pierwszy w życiu, choć całkiem podobnie zimno, tyle że bez śniegu, było latem w Durmitorze tuż pod Sedlem.

3 godzinki snu to nie za wiele, ale musiało wystarczyć. Do pokonania zostało niespełna 1000 km dobrze znaną już trasą przez Innsbruck i Monachium. Pierwsze co to włączyłem silnik i ogrzewanie by w ogóle móc zacząć jako tako funkcjonować . Na szczęście później w trakcie jazdy żadnych przygód już nie było, zatankowawszy w Innsbrucku dojechaliśmy do Zgorzelca no i potem późnym popołudniem do Brzegu.

I tak zakończyła się nasza majowa sardyńska PRZYGODA

Wszystkim podróżującym razem z nami – Dziękujemy

kulka53 napisał(a):I tak zakończyła się nasza majowa sardyńska PRZYGODA

... dzięki za kolejną fajną przygodę... ... utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że naprawdę warto tam spędzić wakacje ... ...
Pozdrawiam.