Po chwili byliśmy już prawie w Orvieto.
Całe miasto leży na odrębnych od reszty wzgórza skałach.
Słynna orvietańska Duomo
No dobra... skoro jesteśmy tak blisko, przyglądnijmy się Orvieto. Zwiedzić go już nie zwiedzimy, ale może poszukamy miejsca na pozostawienie auta na jutro? . Jechaliśmy, jechaliśmy... aż nieopatrznie wjechaliśmy do ZTL .
Nie będę opisywał stresu jaki towarzyszył nam podczas kluczenia po wąziuteńkich i miejscami mocno stromych kamiennych uliczkach starego Orvieto . Nie wiadomo którędy, nie wiadomo jak, nie wiadomo co będzie za rogiem...
Uff, udało się, wyjechaliśmy przez jakąś potężną bramę .To kolejne włoskie miasto które składa się wyłącznie ze starówki której na dodatek nie da się objechać naokoło, z obu stron ostatecznie wjeżdża się pomiędzy wąskie uliczki. Teraz już bardziej uważnie podjechaliśmy z drugiej strony, tam gdzie jest górna stacja kolejki z Orvieto-Scalo. Za wiele miejsc parkingowych to tu nie ma ale jakoś sobie jutro przecież na pewno poradzimy
Teraz musieliśmy sobie jeszcze tylko znaleźć miejsce na nocleg, najlepiej jak najbliżej Orvieto, bo to właśnie tu postanowiliśmy spędzić ostatnie godziny naszego włoskiego urlopu.
No i udało się, trafiliśmy w taki zaciszny kącik nieopodal torów kolejowych z widokiem na autostradę . Było to bardzo dobre miejsce, odludne i nieuczęszczane, polna dróżka za chwilę kończyła się wjazdem na pole właśnie. Było jeszcze dość wcześnie, więc mieliśmy sporo czasu by przygotować się na jutrzejsze ostatnie już zwiedzanie i odpocząć trochę po dzisiejszym męczącym dniu. No i oczywiście ugotować sobie dobre jedzonko . Powoli mogliśmy też zacząć podsumowywać ten kończący się już wyjazd, kolejny wspólny, spędzony na dziko. Jak wypadło podsumowanie, o tym na zakończenie relacji.
Mapka na dziś
A – nocleg gdzieś na skraju Toskanii
B – Sovana
C – Pitigliano
D – Bolsena
E – Bagnoregio
F – Orvieto
G – nocleg gdzieś na skraju Umbrii
c.d.n.