7 maja, wtorek c.d.Leje. Tak leje, że wycieraczki ledwo nadążają zbierać wodę z szyb. Czarne chmury zwałami przetaczają się tuż nad głowami. Masakra jakaś, istny włoski armageddon pogodowy.
Obwodnicami szybkiego ruchu mijamy Terni i chwilowo kierujemy się na północ. Za kilkanaście km jakiś zjazd, trzeba uważać bo naprawdę niewiele widać a my dodatkowo nie za bardzo wiemy gdzie jechać. Na szczęście pojawiają się tabliczki, czasem nowe, czasem stare i zardzewiałe. Za parę chwil parkuję na ogromnym, pustym, zarośniętym parkingu. Jesteśmy przy
Carsulae.
Starożytne rzymskie miasto Carsulae miało pecha. Powstało w podobnym czasie jak inne w tej okolicy (Narni, Terni, Spoleto i Spello) czyli w III wieku p.n.e. , jednak z powodu silnych trzęsień ziemi i wojen domowych popadło w ruinę. Podobno było piękne... obecnie jest to, cytując przewodnik, „imponująca kupa gruzu”
. Przywiodło nas tu słowo „imponująca” i wszystko byłoby ok, tyle, że z miejsca w którym jesteśmy kompletnie nic nie widać
.
Leje. Leje już trzecią godzinę tak, że nie da się wyjść z auta. Leje już trzeci dzień
. Czytamy, podsypiamy... ogólnie rzecz biorąc
tracimy nasz włoski czas . Właśnie tak mniej więcej w tym momencie Małgosia mówi co jej leży na sercu
. Zróbmy jak kiedyś, parę lat temu w Grecji i jeszcze wcześniej - gdy byliśmy w Bułgarii. Zostawmy to czarne, ponure, zalane wodą górskie wnętrze Włoch. Pal licho plany, zwiedzanie... i tak dłużej tych ulew nie wytrzymamy.
Jedźmy po prostu nad morze . Wtedy na greckim wybrzeżu nieopodal Kavali, i zachodnim, w Epirze, zastawaliśmy błękitne niebo i piękne słońce... może teraz będzie podobnie?
Na moment deszcz się zmniejszył. Popatrzyłem na mapę, pomyśleliśmy... jedziemy nad morze, ale skoro już tu jesteśmy, zobaczmy te „imponujące” ruiny. Ledwo wyszliśmy z auta, z obowiązkowymi parasolkami, od razu jedną z nich straciliśmy, po prostu się złamała i trzeba było ją wyrzucić, została w przyparkingowym śmietniku. Ale co tam... my przecież i tak jedziemy nad morze
.
Dlaczego tu tak pusto? Parking miał nawet przejście podziemne na drugą stronę mało uczęszczanej ulicy, ale kasa zabytku była zamknięta, postój darmowy. Popatrzyliśmy na mapkę.
Tajemnica wyjaśniła się wkrótce. Nowy budynek był po drugiej stronie ulicy, z dojazdem trochę nie wiem którędy
. Kasa też była – wstęp na teren wykopalisk i jakieś mini muzeum to koszt 5 euro. Niewiele... ale niewiele też można tam zobaczyć, to co widzieliśmy ze ścieżki za płotem raczej nas nie zachęciło.
Poza tym wciąż lało, jak tu zwiedzać wielki teren we dwójkę z jedną parasolką i jeszcze robić jakieś fotki? . Bez przesady... jedziemy nad morze
.