5 maja, niedziela
W nocy obudziły nas walące gdzieś w oddali pioruny. Burza, no ładnie . Błyskawice rozjaśniały niebo, widać było na nim skłębione chmury.... niestety, z upływem czasu nic się nie poprawiało a było coraz gorzej. Lunęło, porządnie. No nic, myślimy, poleje, pogrzmi sobie, a rano znów będzie pięknie....
Niestety, nic z tych rzeczy. Poranek wstał ponury, pochmurny, mokry i chłodny. Nie dość, żeśmy się dobrze nie wyspali to jeszcze taka powtórka z nieciekawej rozrywki . No nic, może później się poprawi, przecież po burzy zwykle przychodzą ładne dni. Niestety – nie we Włoszech .
Ledwo zdążyliśmy zjeść śniadanie i znów zaczęło padać. Porządnie lunęło... z godzinę przesiedzieliśmy w samochodzie.
Około 9 mogliśmy opuścić nasze samochodowe schronienie... nie takich fotek spodziewaliśmy się z rana .
No ale skoro nie pada, może uda się coś pozwiedzać. Na dziś mieliśmy w planie dwa miasta, najpierw pojedziemy do Spoleto
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy wiejskim cmentarzu by nabrać sobie kilka butelek wody. Do Spoleto było całkiem blisko, może po pół godzinie już wjechaliśmy do miasta.