Idziemy, trudności wciąż brak. Innych chętnych na spacer nie widać, ewidentnie jesteśmy sami. Postanawiamy więc nieco się zrelaksować i wyszukawszy miejsce z nieco głębszą wodą zanurzamy się całkowicie . Siedzimy w ciepłej jak zupa duńskiej wodzie dłuższą chwilę, nawet powiewający wiatr specjalnie nie ochładza ani nas ani powietrza…
Postanawiamy, że dojdziemy do Dræet. Jeszcze mamy spory kawałek, na pewno połowy drogi jak dotąd nie pokonaliśmy. Jesteśmy cali mokrzy, nie chce się nam nieść ciuchów , zmyślnie przywiązujemy je do jednego ze słupów wzdłuż których idziemy, był lekko pochylony więc było łatwiej, zostawiamy też jeden aparat.
Nasze rzeczy na słupie .
Jeszcze kawałek przed nami, wydaje się że to blisko, ale to złudne wrażenie, do tego po wodzie idzie się jednak wolniej i ciężej.
W końcu – JEST
Wschodni kraniec wysepki Dræet, Æbelø to ten ciemny pas drzew sporo dalej. A tak naprawdę to jest chyba dopiero Æbeløholm, właściwe Æbelø jest dalej na północ i bywa czasem, podczas odpływu połączone z nim nikłą mierzeją.
Dræet
Nie mamy butów więc głębiej w „ląd” nie pójdziemy, siedzimy tylko trochę na mikro-plaży, skrawku piasku dostępnym w jednym miejscu. Odpocząwszy nieco wracamy z powrotem do auta.
Brzeg nieopodal parkingu.
To była fantastyczna przygoda, jesteśmy zachwyceni (oboje ) tym miejscem i tym, że zdecydowaliśmy się na ten spacer. Zajęło nam to około godzinę w jedną stronę, przypuszczam, że gdybyśmy chcieli (i mogli) pójść na Æbelø, zajęłoby to nam 3-4 godziny w jedną stronę… a z odpoczynkiem i spacerem po samej wyspie, no i oczywiście powrotem spokojnie można by przeznaczyć na to cały dzień. Tak czy inaczej, nawet mimo lekko zamglonego od upału nieba i słońca – było super .
c.d.n.