A dalej była wioska
Nymindegab, dawniej rybacka, dziś bardziej letniskowa, położona u nasady długiego półwyspu (w rodzaju naszego Helu), oddzielającego zatokę Ringkøbing Fjord od morza. Przed laty istniał w tym miejscu przesmyk, jednak uległ samoistnemu zasypaniu, obecnie jedyny łącznik z morzem jest w miasteczku Hvide Sande, mniej więcej pośrodku półwyspu. Gdyby nie on, Ringkøbing Fjord byłby niczym innym jak duńskim jeziorem Łebsko.
Nymingedab minęliśmy, ale tuż za nim był wielki parking i przejście na plażę, nie mogliśmy sobie odmówić
.
Najpierw poprzyglądaliśmy się budynkowi który stał przy parkingu. Powoli uczyliśmy się duńskich realiów i zwyczajów
, parking oczywiście był darmowy, podobnie jak eleganckie, czyściutkie i pachnące WC z wszelakimi niezbędnymi akcesoriami. Z każdym niemal nowym miejscem i odkryciem coraz bardziej się nam tutaj podobało
.
Krótki spacerek przez typowe, porośnięte bujną trawą wydmy na plażę przy Nymindegab.
Tu plaże już bardziej przypominają bałtyckie… przynajmniej aut nie ma
Ale są też bunkry i jakaś przewrócona konstrukcja w morzu.
Dróżka do parkingu i plaży.
Pustki…
No, prawie
Żeby kogoś wypatrzeć, trzeba użyć lornetki
Pojechaliśmy dalej wzdłuż półwyspu. Po jednaj stronie, za wydmami – morze, po drugiej, lepiej widoczne prawie jezioro. Jest tam po prostu pięknie
, chociaż rzeczywiście trochę przypomina on Hel także pod innymi względami. To bardzo popularne miejsce, na prostej jak drut drodze jest spory ruch a wydmy są często zabudowane letnimi daczami. Nie bardzo były warunki by się zatrzymywać i robić zdjęcia, jedynie na chwilę znów zajechaliśmy na żwirkowy przyplażowy parking. Widoki podobne, tyle że ta zwalona konstrukcja była już na południe od nas
.
A wiatraki i Hvide Sande dużo bliżej.
I tak można by bez końca… strasznie się nam tu podoba, ale przecież każdej dróżki na plażę nie będziemy zwiedzać
. Dopiero początek tego dnia a przed nami jeszcze parę ciekawych (mam nadzieję) miejsc
.
c.d.n.