14 sierpnia, niedziela c.d.Jadąc na zachód od Esbjerga właściwie nie do końca wiedzieliśmy czego się w tym nadmorskim rejonie spodziewać. Jedyne co na 100% miało tam być to latarnia morska... spodobała mi się na zdjęciach i chciałem ją zobaczyć, a przy okazji jakiś tam fragment duńskiego wybrzeża.
Tak to chyba jest, że cały ten cypel nosi nazwę
Blåvand, przy okazji jest to najdalej na zachód wysunięty punkt Danii (Blåvandshuk). Stałych mieszkańców nie ma zbyt wielu, gros zabudowań to letnie dacze zgrupowane w 2 większych skupiskach – Oksby i Ho. Także niech nikogo nie zwiedzie wiodąca do tego rejonu droga, przez sosnowe lasy i pustkowia, to jest niezwykle popularne i zatłoczone miejsce

, przypominające nasze nadmorskie miejscowości. My skierowaliśmy się na zachodni cypel z latarnią w związku z czym przejeżdżaliśmy przez Oksby – szok, ciężko było przepchać się przez zatłoczony deptak

, dobrze że ruch samochodowy też był dość spory bo inaczej chyba byśmy utknęli wśród przewalającego się tłumu. Knajpy, sklepiki, stragany... jednym słowem typowy nadmorski kurorcik

.
Latarnię
Blåvandshuk Fyr widać z daleka i nawet bez tego trudno się zgubić bo główna droga jest tu jedna.

O tym jak popularne jest to miejsce niech świadczy parking pod latarnią, tu widać mniej więcej jego połowę.

Plaże jednak są tak rozległe, że nawet takie obrazki można wyciąć...

Przy okazji widać morską farmę wiatrową.

Patrząc w szerszej perspektywie plaża wyglądała tak


Na horyzoncie Esbjerg, ale te cuda na plaży? Byłem zachwycony, bo właśnie w tym momencie przypomniało mi się, że poza latarnią także to chciałem tutaj zobaczyć


No a to już wiemy – typowy obrazek duńskich wydm...


Powoli przekonywaliśmy się, że wszystkie niemal duńskie plaże są Blue


No tak... latarnia, konie, ale i bunkry – trzeci powód do kompletu odwiedzin Blåvand (pewnie parę jeszcze by się znalazło tak poza tym).


Na latarnię o wysokości 39 m. zbudowaną w 1900 roku można wejść.
