13 sierpnia, sobota c.d.Zatem, zabytki na dziś mamy za sobą, odwiedziliśmy w sumie 4 miejsca i wciąż mamy całkiem sporo czasu… wygląda na to że sierpniowy wieczór w Danii nadejdzie jednak sporo później niż u nas
. Odległości pomiędzy przystankami są niewielkie, ruch samochodowy umiarkowany albo niewielki, także na przejazdy nie traci się wiele czasu. Pojedziemy tam, gdzie bardzo chciałem się znaleźć, jest to w zasadzie obowiązkowy punkt w podróży po Danii – do Parku Narodowego Morza Wattowego (Vadehavet), a konkretnie na wyspę
Rømø .
Co to są watty? To takie coś, taki teren który nie do końca jest morzem, ale też nie za bardzo można nazwać go lądem
, czyli inaczej mówiąc widać go podczas odpływu a zalewany jest w czasie przypływu. Morze Wattowe rozciąga się na przybrzeżnych wodach Morza Północnego od Holandii poprzez Niemcy aż po wyspę Fanø w Danii i osiąga przeciętną głębokość od jednego do maksymalnie trzech metrów w porywach. Cały ten obszar nie tylko jest parkiem narodowym, jest również wpisany na listę UNESCO.
Wyspa Rømø jest połączona z lądem dłuuuugim mostem bez ograniczeń dostępnym dla wszystkich aut przez całą dobę. Jest to niezwykle popularne miejsce, mniej więcej zdawaliśmy sobie z tego sprawę ale jednak nie do końca. Jest tu port i kilka niedużych miejscowości (liczba stałych mieszkańców nie przekracza 1000) a północna część stanowi poligon wojskowy. Znakiem rozpoznawczym Rømø są przeogromne plaże
osiągające podczas odpływu nawet ponad 2 km szerokości, podobno są największe w Europie.
No dobrze, jedziemy zatem kilkunastokilometrową groblą… jedziemy, jedziemy, końca niemal nie widać, za to widać że strasznie tu fajnie
, zatrzymajmy się w zatoczce.
Pusto nie jest
, rzadko zdarza się taka przerwa by przedostać się na drugą stronę drogi.
Niby wiszą nad nami ciężkie czarne chmury ale czasami przebija się przez nie słońce, a do tego mocno wieje.
Widać, że Dania to rolniczy kraj
Niby nic, po prostu droga na wale
, ale wrażenie okolica robi
.