17 września, poniedziałek c.d.Odświeżeni morską kąpielą i spłukani chłodną wodą z plażowego prysznica
możemy ruszać dalej. Naturalnym następnym celem na naszej trasie będzie oczywiście słynna świątynia Afai, wznosząca się na wzgórzu ponad Agia Mariną. Wzgórze to wyobrażałem sobie nieco inaczej – że będzie rzeczywiście okazałe i wybitne, górujące nad całą okolicą (tak podaje przewodnik). I może rzeczywiście jest najwyższe, ale niewiele wyższe od innych w tej części wyspy, poza tym tak w ogóle nie jest wysokie.
Niemniej, okolica jest ciekawa. Tutaj lasy piniowe zupełnie już zdominowały inne gatunki
, jest pięknie, jasnozielono i pachnąco. Oj, naprawdę odzwyczailiśmy się od takich doznań wzrokowo-zapachowych
, ale jak one smakują po przerwie
, wyśmienicie. Kolejny dowód na to, że co za dużo to niezdrowo
.
Wąska asfaltówka doprowadza do niedużego placyku parkingowego, który jednak lekceważąco omijamy
poszukując fajnego cienia dla naszego pojazdu. Widać po ilości zaparkowanych aut (jest ich kilka), że tłumu przy zabytku nie będzie… zresztą można się mu przyjrzeć zza siatki – to taka oszczędnościowa forma zwiedzania, którą zresztą sami czasem stosujemy
.
Ale nie tym razem
. Cena za wstęp jest przeciętnie wysoka, w pełni akceptowalna i wynosi 6 euro. Wchodzimy.
Afaia była wg mitologii kreteńską nimfą, która znalazła na Eginie schronienie przed zalotami króla Minosa. Czczono ją wyłącznie tutaj, jest to jedyne sanktuarium jej poświęcone. To, czego pozostałości możemy oglądać zostało zbudowane około roku 500 p.n.e., na ruinach wcześniejszej świątyni, która uległa zniszczeniu w pożarze. W okolicy odkryto wiele figurek z epoki brązu, co świadczy o tym, że wzgórze było miejscem kultu już od około XIV wieku p.n.e. Świątynię tę, stanowiącą architekturalne przejście, połączenie pomiędzy stylem archaicznym a klasycznym, zaprojektowano jako wierzchołek tzw. świętego trójkąta
, którego 2 inne wierzchołki miały stanowić Partenon w Atenach i świątynia Posejdona z przylądka Sunion. Obie te świątynie już widzieliśmy, czas na trzecią
.
Zaraz po wejściu można sobie popatrzeć jak kompleks świątynny wyglądał jakieś 2500 lat temu
Świątynia bez siatkowych oczek prezentuje się trochę lepiej
.
Tyle że niespecjalnie dajemy radę się jej przyglądać
, popołudniowe słońce i jasne kamienie budowli strasznie dają po oczach, a my nie wzięliśmy z auta okularów (i nakryć głowy też
). Dlatego wracam niezwłocznie po te akcesoria wyjaśniając w paru słowach pani w budce, że nie wychodzę bo świątynia mi się nie podoba
a po to by móc ją podziwiać w bardziej komfortowy sposób
.
Poza świątynią w skład kompleksu wchodził jeszcze rządek mniejszych budynków.
Co do świątyni, spodziewałem się że będzie większa
, jakoś tak Akropol chyba miał wpływ na te wyobrażenia, a także widziana przed laty świątynia Bassai na Peloponezie (ta pod dachem). Afaia nie jest może ogromna, ale i tak podoba się nam tutaj.
Całość stoi oryginalnie od 25 wieków
, jedynie tu i ówdzie można zauważyć drobne uzupełnienia współczesne.
Nieliczni turyści też cykają mnóstwo fotek
.
Fajne są takie planiki bo można sobie lepiej wyobrazić gdzie się znajdujemy.
Pogoda dopisuje niezmiennie a zieleń pinii na tle błękitu nieba i granatu morza (i ich zapach też, a jakże) przyprawia o ból głowy
.
Na północy zarysy Salaminy.