6 maja, niedziela c.d.Ostatnim punktem programu na dziś miał być… wąwóz
. Tak, jeszcze dziś postanowiliśmy zaliczyć (przynajmniej spróbować) wąwóz Agiofarango nieopodal którego przejeżdżaliśmy rano zmierzając do monastyru Odigitria. Żałowałem, że nie zatrzymaliśmy się i nie wybraliśmy się na spacer po wąwozie właśnie wtedy, nie musielibyśmy pokonywać znów paru szutrowych kilometrów
, no ale trudno, jakoś damy radę
.
Agiofarango znajduje się na południe od monastyru, równolegle do niego w linii północ-południe przebiega drugi wąwóz, Martsalo, również kończący się plażą. Agiofarango jest podobno ciekawszy
, nie dowiemy się tego bo Martsalo odpuściliśmy, do niego dość długi szutrowy dojazd zaczyna się bezpośrednio przy parkingu monastyru. Natomiast my po paru kilometrach drogą kończącą się w Laki Limenes skręcamy w nico gorszą i wąską szutrówkę wiodącą już „naszym” wąwozem.
Szybko okazuje się że ta droga jest gorzej niż koszmarna
. Wolno toczymy się podskakując na wybojach i omijając sterczące kamienie przez jakieś 2 kilometry… naprawdę nie sądziłem że będzie tu aż tak tragicznie. Nie bardzo jest gdzie zostawić auto, nie bardzo jest gdzie zawrócić… w końcu uznajemy, że gdzieś musimy zostać bo potem może być jeszcze gorzej, zawracam na szerszym fragmencie i dalej pójdziemy pieszo… jak na ironię okazało się że ten ostatni odcinek kończący się placykiem parkingowym jest całkiem przyzwoity
. I nawet stał tam stareńki, nieduży kamperek…
.
Ubraliśmy się cieplej bo słońce właśnie zachodziło już za góry, wiało i zrobiło się dość chłodno. Szansa na przejście wąwozu zanim zapadną ciemności była, ale na wszelki wypadek wzięliśmy ze sobą coś czym w razie czego będziemy mogli sobie poświecić wracając… komórkę oraz czołówkę
.
Początkowo, niecały kilometr idziemy jeszcze całkiem niezłą szutrówką.
Po minięciu parkingu (na którym poza kamperem stoi nieczynny już przewoźny bufet na kołach) najciekawszy, końcowy odcinek Agiofarango pokonujemy już w półmroku. Wąwóz nie odbiega zbytnio charakterem od tych, które już widzieliśmy, najbardziej chyba przypomina Wąwóz Umarłych oraz Chochlakies – są kwitnące oleandry, są niezbyt wysokie skalne ściany.
Samochodem jechać się tu już nie da, ale idzie się – podobnie jak w Wąwozie Umarłych – płaską i porządną ścieżką. Trudności nie ma absolutnie żadnych.
W jednym miejscu skały są całkiem spore
.