Przyglądamy się wysepce z minojskim miastem tym razem z bliższej odległości.
Obrazki z nadmorskiej promenady
.
Pospacerowawszy dłuższą chwilę wracamy do auta. Trudno powiedzieć czy podobało się nam w Mochlos
, myślę że gdyby nieopodal były przyjemne plaże byłoby to bardzo fajne miejsce na leniwe, spokojne wakacje w ciszy i spokoju – zwłaszcza poza sezonem. Jest to miejscowość z klimatem, z tego co było widać część domów z kwaterami oraz tawern ma na pewno długą tradycję w swojej działalności. Widać było też, że niektórzy przyjeżdżający tu przed laty musieli się w Mochlos zakochać
bo kupili domy i urządzili w nich własną działalność przyjmując gości. Z tego co zaobserwowaliśmy do Mochlos przyjeżdżają głównie Francuzi.
Wyjeżdżamy inną drogą, jadąc do głównej szosy mija się spory kamieniołom. A potem już główną i w parę minut jesteśmy w znanym miejscu – skrzyżowaniu nieopodal wąwozu Ha i wykopalisk Gournia… byliśmy tu trzy dni temu i teraz nasze kółeczko po najbardziej wschodniej części Krety się zamknęło
.
Jadąc na południe ponownie mijamy Ierapetrę, przypomina się nam poprzednia wizyta w mieście przed 3 dniami i pomysł na wycieczkę na piaszczystą wysepkę Chrisi… prawdopodobnie jednak innej możliwości niż przedstawiono nam wtedy teraz byśmy nie otrzymali, więc definitywnie po zastanowieniu rezygnujemy. Będziemy realizować dalszy objazd Krety
odwiedzając bardziej czy mniej znane miejsca, zaplanowane wcześniej albo i nie
. Jednym z tych drugich będzie wąwóz
do którego właśnie zmierzamy… ale to już jutro rano, na razie musimy go odnaleźć.
Droga z Ierapetry na zachód i mijane tereny w ogóle nie przywodzą na myśl że jesteśmy na tak turystycznej wyspie. Hoteli i kwater sądzę że nie ma tu wcale, za to każdy najmniejszy skrawek wolnej przestrzeni po opuszczeniu przedmieść Ierapetry zajmują SZKLARNIE
. Jest chyba taka pora że właśnie kończy się dzień pracy i zatrudnieni w nich – głównie Hindusi
, czy też ogólnie mówiąc mieszkańcy krajów z tego rejonu świata, wracają do domów w swoich tradycyjnych strojach. Fajnie było to zobaczyć…
Plaże jeśli tu są, to chyba wcale nie spełniają swojej funkcji, do samego brzegu morza tereny sa równane i zajęte przez szklarnie. W miarę płaskie nadmorskie okolice kończą się w Myrtos, dość sporej i dla odmiany turystycznej miejscowości, gdybyśmy mieli więcej czasu pewnie byśmy na moment się zatrzymali, a przynajmniej podjechali do centrum, a tak, jako że zbliża się już wieczór mijamy Myrtos i wjeżdżamy w głąb wyspy. Naszym celem będzie początek (albo koniec, zależy jak popatrzeć) wąwozu Sarakina
, przecinającego fragment wysokich gór oddalonych nieco od wybrzeża. Do wąwozu mamy zamiar pójść jutro z samego rana, dziś jedynie chcemy go odnaleźć i gdzieś w pobliżu przenocować.
I wszystko wydaje się proste, mijamy wioskę Mithi, zaraz potem powinien być wylot wąwozu. Ale nie ma
. Jedziemy dalej i dalej, wyżej i wyżej, z każdą chwilą bardziej upewniam się, że coś jest nie tak, że musieliśmy minąć nasz cel… ale jeszcze jedziemy bo nie ma gdzie zawrócić, droga jest asfaltowa i całkiem dobra ale wąska i bardzo kręta, cały czas wiedzie wśród zboczy gór porośniętych oliwkami. W końcu zawracam i jedziemy z powrotem… to musi być tam, gdzie widzieliśmy jakieś urządzenia hydrotechniczne, to nas zmyliło.
Zajeżdżam na placyk przy betonowym zbiorniku, jakichś budynkach z których wychodzą rury i zawory. Tak, to na pewno tu, niepotrzebnie straciliśmy czas i przegoniliśmy siebie i auto po tych pustkowiach. Jakiś napis, znak informacyjny, strzałka… owszem jest, na leżącej na ziemi spróchniałej desce
.
No to jesteśmy, zapada zmrok więc natychmiast po ustawieniu auta w dogodnym miejscu zabieramy się za gotowanie. Cały majdan porozstawiany, w garnku gotuje się jedzenie, wtem ciemności rozświetliły się i na placyk zajechał samochód, spory, od razu orientuję się że to kamper-blaszak na austriackich numerach. Z kampera wysiadł pan, pozdrowił nas, pokręcił się, poszedł skorzystać z kranu z wodą wystającego z dalszego budynku i zniknął we wnętrzu pojazdu… uznaliśmy że podróżuje sam. A my dokończyliśmy nasze czynności… i też zniknęliśmy
.
I tak się zakończył nasz 6 dzień na Krecie, powoli zbliżyliśmy się do połowy zaplanowanego czasu. To był nawet dość fajny dzień, co prawda początek pogodowo nie był zachęcający, ale później się poprawiło a wieczór był piękny, spokojny, z rozgwieżdżonym niebem. Co przyniesie jutro? Zobaczymy
.
c.d.n.