Trochę widoków z drogi powrotnej, troszkę się zachmurzyło......
Za półtorej godziny byliśmy już na głównej drodze. Poczuć pod kołami asfalt..... bezcenne

. Niedługo docieramy do Gacko, wyraźnie serbskiego miasteczka w tej części BiH. Wszędzie, jakby na pokaz powiewają serbskie flagi, wszędzie są napisy cyrylicą. Niedługo opuścimy ten kraj więc uzupełniam zawartość baku niedrogą tutejszą benzyną. Ale okazuje się, że nie będzie tak prosto

, przejeżdżając przez Avtovac w kierunku przejścia granicznego Krstac zauważamy machającego do nas człowieka który nieomal wybiegł z jakiejś stodoły czy magazynu na nasz widok. Zatrzymuję się zaskoczony, o co mu chodzi? . Starszy mężczyzna tłumaczy nam, że nie możemy jechać na to przejście, okazuje się, że nie odprawiają tam cudzoziemców a jedynie obywateli BiH i MNE. Dlaczego? pytam, on nie wie, podobno nie mają jakichś urządzeń do kontroli. No cóż, nie będziemy ryzykować, zawracamy. Trochę się nam to wydaje dziwne, przecież dobrze pamiętam naszą próbę przejazdu tą trasą tylko w przeciwną stronę 3 lata temu, droga po stronie czarnogórskiej wyraźnie była naprawiana i asfaltowana. Wtedy zawróciliśmy, ale pamiętam też relację
KOLa, który przejechał tędy rok później i twierdził, że wyasfaltowana jest cała trasa. Wracamy kawałek w kierunku Gacko, na skrzyżowaniu widzę policyjny radiowóz. Zatrzymuję się i pytam o przejście, policjant potwierdza słowa człowieka z szopy

, przez Krstac nie przejedziemy. Żadna to tragedia, pojedziemy dalej na południe, do Bilecy i przekroczymy granicę we Vracenovici. I tak też robimy. Chwilka formalności, zakup rocznej winietki ekologicznej za 10 euro i...... witaj Czarnogóro
Jest mniej więcej 17. Postanawiamy jechać jak jeszcze kawałek, potem póki będzie jeszcze jasno zatrzymać się i przygotować sobie porządny obiad. Tak też robimy. Droga do Vilusi jest typowo czarnogórska, wąska, kręta i o zniszczonej nawierzchni. Główna szosa do Niksica za to jest świetna. Stajemy, gotujemy sobie jedzonko. Gdy jesteśmy w Niksicu jest już prawie całkiem ciemno. Po kolejnej godzinie jesteśmy w Podgoricy. Oczywiście przez ten czas od ostatniej naszej wizyty za dużo tu się nie zmieniło jeżeli chodzi o oznakowanie

, bez znaków i po ciemku trochę błądzimy po mieście. Za to ono samo zmieniło się nie do poznania, przynajmniej na pierwszy rzut oka

. Eleganckie nowe budynki wyrosły jak grzyby po deszczu zmieniając oblicze stolicy i sprawiając że nabrała ona wielkomiejskiego charakteru. Bardzo nas to zaskoczyło.....
W końcu wydaje mi się, że trafiłem na właściwą drogę. Zatrzymuję się na stacji by i tu uzupełnić paliwo i pytam czy tędy do Tuzi. Tak, tędy

. Za chwilę wyjeżdżamy z miasta szukając sobie dobrego miejsca na nocleg. Udaje się to za Tuzi, a tuż przed albańską granicą, na czyimś zeschniętym pastwisku ogrodzonym kolczastymi krzewami. Świeci księżyc, są gwiazdy, jest bardzo ciepło. Zmęczeni szybko zasypiamy.......
c.d.n.