Czas na powrót nad wspomniane jeziorko. Od Termopil to około 5 km, od naszej stałej trasy i autostrady – niespełna 2 km. Najpierw na moment zatrzymujemy się nad strumykiem, który wartko przepływa przez równinę… podobieństwo do włoskiej Saturnii nasuwa się od razu.
Jest tu też coś w rodzaju akweduktu.
Samo jeziorko jest nieduże i tuż obok jest asfaltowy placyk parkingowy – tego dnia i o tej porze dość szczelnie zapełnia go około 20 samochodów. W wodzie jednak wciąż jest sporo miejsca .
Dołączamy do moczących się w jeziorku na niespełna godzinkę . Woda ma bardzo komfortową temperaturę ale jest dość płytka, w najgłębszym miejscu ma może metr. W jednym miejscu z dna wydostają się bąbelki sprawiające wrażenie siedzenia w jaccuzi . Ogólnie jest baaaaaardzo przyjemnie i mimo obecności sporej ilości ludzi jest cicho i spokojnie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego odkrycia .
Do przejechania zostało nam około 200 km czyli znając warunki tej trasy – jakieś 3 godziny. Jazda jest bezproblemowa do czasu dotarcia do miejscowości Erithres, już za Tebami czyli bardzo blisko celu… problem w tym, że ten cel jest na drogowskazach skreślony, zasłonięty, a od czasu do czasu pojawiają się zakazy wjazdu . Mamy trochę stresu bo nie wiemy o co chodzi… gdyby się okazało że droga jest przypadkiem zamknięta, na objazd mogłoby nam zabraknąć czasu, tzn. raczej na pewno nie zdążylibyśmy na prom . Mimo to widzimy wciąż pojawiające się z naprzeciwka samochody…. Dopiero daleko za Erithres zagadka się wyjaśnia, ta droga jest rzeczywiście zamknięta ale dla ciężarówek a powód jest dość poważny – tak jak poważne są jej uszkodzenia po zimowych ulewach , jezdnia jest poobrywana, podmyta, są zwężenia i wahadłówki. Niemniej nie zabiera nam to wiele więcej czasu, na szczęście.
Przed Pireusem tradycyjne tankowanie. Ta co zwykle stacja oferuje niestety drogie paliwo, dlatego przedostajemy się na 2 stronę jezdni na stację na której zawsze tankuję podczas powrotu (1,24 e). Tam po raz drugi spotkamy Polaka - młodego chłopaka, który mieszka w Grecji i na tej stacji pracuje , poznał nas i chwilę pogadaliśmy.
W porcie przy kupnie biletów okazuje się że popłyniemy do Iraklionu liniami Anek (pływają na zmianę wspólnie z Blue Starem) statkiem Kriti II. Z Anekiem nie mamy dobrych skojarzeń , znany nam ich statek Prevelis jest jednostką beznadziejną na której m.in. przeżyliśmy przygodę gdy zepsuł się nieopodal Santorini parę lat wstecz. Jak będzie na Kriti? Zaraz się okaże, plusem była o 17 euro niższa cena od tej której się spodziewałem (143 euro za auto i 2 osoby – rejs na Kretę nie jest zbyt drogi).
Ładujemy się na prom, jeszcze pustawy. Plus – pokład dla samochodów jest niezabudowany w całości, nie ma duchoty i zapachu spalin, auto będzie miało przewiew. Na pokładzie pasażerskim też nieźle sporo kanap, do tego tłumów nie ma więc jeszcze nawet znajdujemy coś pustego dla siebie. Odkryliśmy także kabiny prysznicowe, z których tym razem nie skorzystaliśmy. Minusy wychodzą później, obsługa (kelnerzy) bardzo przejmują się swoją rolą i faktem że jesteśmy w barze , okazuje się że nie można tu wyciągać swojego jedzenia (ewentualnie na odkrytym pokładzie na górze), nie można też wyciągnąć się w pozycji leżącej. Dopiero po dłuższym czasie, gdy większość pasażerów udaje się do kabin zaczyna panować swobodniejsza atmosfera, panowie w mundurkach odpuszczają i kanapy stopniowo zajmują „śpiworowicze” . Przed nami noc na promie a od rana – witaj Kreto .
c.d.n.