23 września, sobota c.d.
Czas na Nikię. Jest środek upalnego dnia, słońce przypieka, wiatru praktycznie nie ma. Wracamy z monastyru na „główną” i parę kilometrów dalej parkuję na wyłożonym kamiennymi płytami placyku w Nikii. To już koniec drogi, nieduży placyk jest jednocześnie parkingiem i miejscem nawracania autobusów , nie ma tu ani grama cienia, ale innego miejsca nie znajdziemy.
Tym razem ja czuję się głodny , ale u mnie proces zapełniania żołądka odbywa się znacznie szybciej , toteż już parę chwil później wkraczamy do Muzeum. Właśnie przy tym placyku znajduje się nikiańskie (a przy okazji nisyroskie) Muzeum Wulkanologiczne, jako że jesteśmy ciekawi tego tematu postanowiliśmy wstąpić.
Bilet to koszt 4 euro. Za tę cenę mamy do dyspozycji jedną długą salę oraz możliwość robienia w niej zdjęć. Spodziewaliśmy się, że Muzeum będzie nieco większe… no ale jest jak jest. Ekspozycja składa się w znacznej mierze z przeróżnych plansz na których elegancko pokazano typy erupcji, miejsca ich występowania na świecie i w Grecji, proces kształtowania się okolicznych wysp i wysepek, są też kamienie wulkaniczne. Z pewnością można się czegoś nowego dowiedzieć, choć nie znając idealnie angielskiego nie jest to takie łatwe. Nam w głowie utkwiło głównie to, że to nie sama Nisyros jest jedynym tutaj wulkanem, są nimi również Giali, Strongyli a także zachodnia część Kos – o czym nie miałem wcześniej pojęcia. No i że cały ten obszar jest aktywny sejsmicznie.
Kilka muzealnych plansz.
W drugiej małej salce z kilkunastoma krzesłami wyświetla się niezbyt długi, może piętnastominutowy filmik pokazujący etapy powstawania Nisyros a także trochę krajobrazów wyspy. Będąc zainteresowanym miejscem w którym się jest (czyli wulkanem) i mogąc przeznaczyć na to trochę czasu, myślę że warto do Muzeum zajrzeć… w przeciwnym razie niekoniecznie.