20 września, środa c.d.
Przejeżdżając przez Livadię zajechaliśmy do portu.
Wszystko się zgadza , tym razem niespodzianki się nie zapowiadają i będziemy mogli opuścić Tilos zgodnie z planem. Moglibyśmy sobie już kupić bilet, ale nauczeni doświadczeniem na wszelki wypadek zostawiamy to na ostatnią chwilę , zresztą trudno powiedzieć jaka strategia w tym względzie jest lepsza – chyba lepiej za każdym razem dostosować się do sytuacji.
Opustoszała o tej popołudniowej porze, rozgrzana Livadia niczym innym nas nie zatrzymała, jedziemy „do domu” . Po drodze jednak, mijając Megalo Chorio zauważam coś ciekawego i postanawiam się zatrzymać.
Tuż przy głównej drodze, na zakręcie znajduje się coś, co dawniej zapewne było monastyrem, teraz jest (chyba) kościołem cmentarnym – kawałek dalej lokalizuję właśnie cmentarz.
Zabudowania są częściowo odnowione i zamknięte, tam gdzie można wejść (na dole) w pomieszczeniach mieszkańcy Mikro Chorio urządzili sobie skład różnych rzeczy.
Kościół, wygląda na stary .
Co mnie zaskakuje – jest otwarty , jednak wnętrze to ewidentnie efekt działalności z ubiegłego wieku.
Jest jednak czysto i porządnie, podoba mi się.
Zresztą całe to miejsce jest dość fajne.
Warto tu zajrzeć .
Zajeżdżamy na Eristos i…. konsternacja bo nasze miejsce jest zajęte , rozłożyła się tam para ludzi, którzy zapewne przyjechali autobusem. Parę chwil zastanawiamy się co robić, ale, no cóż, trudno – ładujemy się autem na placyk. Chwilowo i tak jeszcze mamy inne plany więc może jak wrócimy to nikogo już nie będzie .
Idziemy bowiem parę kroków z powrotem – do opisywanej w powieści o Tilos tawerny Tropicana . Skusiliśmy się na „ice cream with melo” , dawno już nie jedliśmy lodów a w Grecji to jeszcze nigdy. Nikogo oprócz nas nie było…
Poczekaliśmy parę chwil i....
Lodowe czekoladowe kulki były bardzo ok, ale w połączeniu z melonem – powiedzmy bez szału . Ale podobno to taka lokalna specjalność . Pogadałem potem trochę z właścicielem, dość sympatycznym Grekiem w średnim wieku, ogólnie było miło.
Wróciliśmy do auta. Ludzie na naszym miejscu, para w wieku okołoemerytalnym, widząc nas zaczęli się powoli zbierać… przeprosiłem ich mówiąc w paru słowach że to jest najlepsze a właściwie jedyne dogodne miejsce dla naszego auta i że od kilku dni spędzamy tutaj noce, pokazałem też ślady po zakopaniu w piachu. Ewidentnie na Tilos przyjeżdżają wyluzowani turyści bo w ogóle nie widzieli problemu, zresztą i tak mieli zamiar iść już na autobus. No i fajnie… zostaliśmy sami .