Sprężyłem się
Dzień trzeci, 6 września
Kiepską pogodę zobaczyliśmy rano.... Zimno okropnie, w końcu Prijevor położony jest na wysokości około 1600 m npm. , poza tym mgły takie, że na kilkadziesiąt metrów w ogóle nic nie było widać. No ale jak mgły, to szansa jest, że w ciągu dnia, czy może nawet jeszcze poranka, rozejdą się i będzie piękna pogoda z błękitnym niebem. W każdym razie nie mogło być inaczej, że jak już tu przyjechaliśmy, to tak po prostu sobie nie zrezygnujemy
Poubierani we wszystko co można, wyruszamy około 7 rano. Droga, którą tu przyjechaliśmy kończy się tuż za Prijevorem, potem zawalona jest kamieniami z prawie pionowych skał wznoszących się nad nami. Potem idziemy ścieżeczką przez las, a potem, niestety, stopniowo tracimy wysokość. W końcu dochodzimy do sporej polany, to najniższy punkt na który musimy zejść, oceniam, że położony jest około 200 m poniżej Prijevora. Na polanie jest sporo spalonych, powalonych drzew, jak widać mgła nadal nie ustępuje.....
Teraz idzie się znów przez las i dla odmiany pod górę. Dookoła nikogo nie ma, panuje niczym nie zmącona cisza. Małgosia zostaje trochę z tyłu, jednak jest osłabiona po chorobie..... Całkiem spory kawałek drogi jest nad to jezioro, idziemy i idziemy a wciąż go nie widać. Nagle..... tuż obok głośno szczeka pies, ujadanie odbija się od gór i roznosi się echem po całej dolinie. Wyczuł nas i ostrzega przed wejściem na jego terytorium. No ale my wejść musimy
, schylam się i podnoszę jakieś drobne kamienie by w razie spotkania oko w oko mieć czym przeciwstawić się jego ostrym kłom...... Teren się wypłaszcza, musimy być już blisko pierwszego dzisiejszego celu, wtedy zza krzaków,wciąż szczekając wybiega spory pies. Na szczęście wystarczył tylko ostrzegawczy rzut, właściwie nawet zamach ręką, by przestraszony utrzymywał odpowiednią, bezpieczną odległość od nas.
Jeszcze moment i dochodzimy wreszcie do jeziora..... Trnovacko Jezero, o tym by się tu znaleźć marzyłem właściwie od 5 lat......teraz się udało
. Mieliśmy szczęście, właśnie w tym momencie mgły zaczynają w końcu ustępować, a nad nami pojawia się błękitne niebo.