Ale zanim jeszcze wrócimy do auta, zajrzymy na półwysep z wiatrakami czyli wschodnie zamknięcie portu Mandraki.
Dobrze że kotek go nie widział
.
Znajome już miejsca, znajoma nazwa
.
I w ten oto sposób zakończyły się nasze dzisiejsze wędrówki po Rodos. Mieście które może nas nie zauroczyło, mówić tak byłoby jednak przesadą
ale na pewno bardzo się nam podobało. Zwłaszcza mury
, ale i meczety, wąskie łukowe uliczki, imponujący Pałac, nabrzeże przy Mandraki… i w ogóle fajnie było, zwłaszcza przy takiej pogodzie
.
Ale czas na jakąś zmianę… po pięciu dniach na Rodos, podczas których objechaliśmy wyspę dookoła i kilka też razy zapuszczaliśmy się do jej wnętrza. To miał być cały czas tutaj spędzony, jednak już wiedzieliśmy że będzie inaczej – a nie przypuszczaliśmy, że będzie jeszcze zupełnie inaczej
.
Póki co wsiadamy do auta i przemierzamy opustoszałe o tej porze kończącej się sjesty ulice miasta. Do portu jest blisko, ale Blue Starowego promu jeszcze nie widać, pojawia się, gdy i my tam docieramy. Zamieszanie jest wielkie
co zdaje się być zupełnie niezrozumiałe, jako że prom przypływa z Kastellorizo, mikro wysepki u południowych wybrzeży Turcji… Najpierw nie bardzo wiedzieliśmy gdzie mamy się ustawić, potem gdy już podjęliśmy jakąś decyzję okazało się, że mamy czekać gdzie indziej, a potem…. wcale nas na prom nie wpuszczono ale ustawiono w stopniowo się powiększającej kolejce z jego boku. Fakt, że do odpłynięcia została jeszcze ponad godzina, zwykle jednak wjeżdża się na bieżąco
. No nic, odczekawszy swoje w końcu na statek wjechaliśmy wraz z kilkudziesięcioma innymi autami, ustawiono nas na samym przodzie, bo zaraz przecież będziemy wysiadać
. A zaraz to znaczy już za jakieś dwie godziny, bo na Simi
.
Na Simi pełniącej dla Rodos podobną funkcję co Nisiros dla Kos – czyli popularnego celu jednodniowych wycieczek – można dostać się na wiele sposobów. Można szybszym lub wolniejszym statkiem wycieczkowym, a z autem - można pływającym codziennie tam i z powrotem promem Panagia Skiadeni (Dodekanisos Seaways), albo też wielkim promem Blue Star, który to postanowiliśmy wykorzystać. Pasował nam termin a przy okazji – ten prom jest zdecydowanie tańszy
, 2 osoby + auto = 30 euro. A dlaczego z autem? Bo chcieliśmy na wyspie spędzić trochę więcej czasu niż kilka godzin i zobaczyć też nieco więcej niż stolicę i słynny monastyr...
Prom był wielki i prawie pusty. Jak zwykle przygotowaliśmy się wcześniej by korzystając z promowego prysznica wziąć porządną kąpiel
, a potem schowaliśmy się wewnątrz przed dość silnym na morzu wiatrem. Liczyliśmy na więcej, jednak gdy dopłynęliśmy do Simi okazało się, że jest już praktycznie ciemno… nie na tyle jednak by nie stwierdzić, że będzie się nam tu podobało
.
Niewiele zapewne jest osób, które miały, bądź będą miały okazję poruszać się po wyspie samochodem, własnym, czy wypożyczonym. Szczerze mówiąc nie wiem czy można tu wynająć auto… skuter czy quad bez problemu, ale auto – trudno powiedzieć. Jest tu oczywiście sporo samochodów należących do mieszkańców, ale oni są przyzwyczajeni
, dla nas jednak próba wyjechania z miasta była sporym stresem. Ciemności, wąska uliczka na jeden pojazd, niczym nie zabezpieczona od wody…a z drugiej strony nadjeżdżające auta i pędzące skutery….oj, działo się
. Właśnie w takich momentach doceniam to, że zdecydowaliśmy się na jednak niewielki samochód, czasem przyciasny, ale na pewno mniej problemowy, pobyt i jazda po Simi po raz kolejny nam to unaocznił.
Dziś nie pozostało nam nic do zrobienia poza znalezieniem miejsca do spania i ugotowaniem tam obiadokolacji. Najpierw spróbowałem podjechać zaznaczoną na mapie krótką uliczką kończącą się parkingiem pod jakimś kościołem… nie przewidziałem jednak tutejszych realiów
. Parking okazał się być małym żwirowym placykiem zastawionym autami na którym w ogóle z trudem nawróciłem
. Teraz fajnie się wspomina, ale wtedy nie było nam do śmiechu… Zastosowaliśmy więc wariant B czyli okolice monastyru Roukouniotis (ewentualnie zjazd do plaży Toli). Wyszło dokładnie pośrodku
zostaliśmy na placyku gdzieś nad tą plażą (w ciemnościach niewiele było widać) , a droga oczywiście od jakiegoś czasu była szutrowa i dość kiepska, uznaliśmy więc że w tych warunkach lepiej już dalej nie zjeżdżać.
Przyświecał nam nieco księżyc, zawsze to jakiś plus gdy dość jednak zmęczeni całym dniem i stresem ostatnich minut rozkładaliśmy obóz i gotowaliśmy nasze jedzonko. Jutro się ogarniemy w okolicy i wymyślimy jakiś plan… teraz już tylko spać
.
c.d.n.