Tętniące życiem serce miasta, centrum pamiątkarskie i knajpkowe – to uliczka Mitropoleos i okolice. Naszukaliśmy się na Amorgos naklejki z grecką flagą, była jedna jedyna, ostatnia... tu tysiące, do wyboru w różnych kształtach i wielkościach
. Rzadko mamy okazję, nawet bardzo rzadko, by spacerować po tego typu miejscach o tej porze dnia, czuliśmy się podekscytowani i tak naprawdę podobała się nam ta atmosfera, podobało się nam w Atenach....
Ale i taki obrazek udało się nam wypatrzeć
Te ruiny zwiedzaliśmy 3 lata wcześniej...
Słynna Róża Wiatrów, pierwsza stacja pogodowa, była wówczas zamknięta, gdzieś wyczytałem, że można ją już zwiedzać.
Potem się troszkę pogubiliśmy w wąskich uliczkach pod samym Akropolem, ale tylko na chwilę.
Także i Hefajstejon zwiedzaliśmy za dnia...
Tak podświetlony Akropol mignął nam kilka razy tej pamiętnej nocy, gdy po przybyciu późnym wieczorem do Pireusu z Milos potrzebowaliśmy przejechać przez Ateny i dotrzeć do Rafiny skąd mieliśmy płynąć na Mykonos... Bez żadnej mapy i nawigacji (wtedy jeszcze nie mieliśmy), pierwszy raz w greckiej stolicy, jechaliśmy po prostu przed siebie
, pamiętam, że przejazd zajął nam wtedy 3 godziny
.
Lykavitos wygląda co najmniej dostojnie...
Ciemno i ślisko... niełatwo było robić zdjęcia na Aeropagu
Ale się bardzo staraliśmy
To było moje marzenie – zobaczyć rozświetlone Ateny nocą, wielką ochotę miałem (taki był też wariant zakończenia dzisiejszego dnia) by podjechać pod Lykavitos i popatrzeć stamtąd na miasto. Ale byliśmy już zmęczeni, trudno byłoby się tam dostać autem, poza tym z Areopagu też widoki były naprawdę super – postanowiliśmy poprzestać na tym.
I słusznie
.
Wracamy na placyk na którym zostawiliśmy auto... stoi? nie stoi? . Jakoś tak go nie widać
, idziemy, idziemy... jest, owszem stoi w tym samym miejscu, ale
, totalnie zastawione innymi samochodami, absolutnie nie mamy którędy się wydostać
. Początkowo wkurzyliśmy się na tych bezmyślnych Greków
, jeden z nich który akurat przechodził nawet zainteresował się nami i z pewnym zakłopotaniem spytał czy chcemy wyjechać... Owszem, chcielibyśmy... elegancko ubrany facet wyglądał jakby rozmyślał jak nam pomóc... i poszedł, spodziewaliśmy się, że może wróci z kimś i trochę poprzestawiają swoje pojazdy, ale nic takiego się już nie zdarzyło .
No i co tu zrobić? Przecież nie będziemy trąbić aż do skutku (chociaż oni by może i tak zrobili
) . Ogarnęliśmy się nieco w sytuacji, czas mijał a nic się więcej nie działo, głód już od dawna ściskał nam żołądki...postanowiliśmy nie przejmować się niczym, tak jak i właściciele tych wszystkich aut – wyciągnęliśmy stolik, krzesełka, butlę, butelki z wodą itp. itd. i zabraliśmy się za wielkie obiadowe gotowanie
.
Obiad ugotowany, nawet zjedzony, naczynia umyte i pochowane... auta stoją jak stały
. Minęła już 22, jesteśmy zmęczeni i śpiący, nawet jakbyśmy mogli to za daleko już dziś nie zajedziemy. No to co, ścielimy nasze łoże
.
Rozłożyliśmy spanie, pozasłanialiśmy nasze zasłonki i ledwo przyłożyliśmy głowy do poduszek zasnęliśmy kamiennym snem. W środku nocy wstaliśmy (wiadomo
), poza nami i parunastoma może autami okolicznych mieszkańców cały plac pod rozświetlonym Akropolem był zupełnie pusty
. Teraz wyjechalibyśmy już bez problemu
, ale nie, nie zrobimy tego... dokończymy tę noc, a pomysł na ten dodatkowy, stworzony nam przez beztroskich Greków dzień w Atenach już od dawna siedzi nam w głowach
.
A jak się później domyślaliśmy, tak licznie zapełnili plac swoimi autami widzowie przedstawienia, które odbywało się w starożytnym teatrze pod Akropolem...
c.d.n.