22 września, czwartek c.d.No to jesteśmy... w Atenach
. Po raz któryś, choć właściwie zwykle ograniczaliśmy się do portu w Pireusie. Po pierwszym nieco bardziej szczegółowym zetknięciu z grecką stolicą we wrześniu 2013, w czasie którego zwiedziliśmy Akropol i okolice, Anafiotikę oraz zaliczyliśmy Parlament i wzgórze Lykavitos czuliśmy sporo niedosytu i wiedzieliśmy że będziemy jeszcze kiedyś musieli tu wrócić. Wrócić, gdy tak jak wtedy, nadarzy się okazja – i dzięki strajkowi promowych linii ta okazja się właśnie teraz nadarzyła
Plan był prosty – poszwędać się tam, na co zabrakło czasu wtedy. A więc po nieco dalszych okolicach Akropolu, a także po śladach Heinricha Schliemanna, ekscentrycznego pasjonata kultury helleńskiej, odkrywcy Troi i skarbu mykeńskiego. Książkę o jego życiu, a także o życiu jego greckiej żony czytaliśmy już jakiś czas temu i przynajmniej 2 miejsca tam opisane chcieliśmy zobaczyć.
Najpierw należało jednak zaparkować gdzieś auto
. Miejsce mieliśmy wybrane już dawno, skorzystał z niego i przedstawił w opowieści ze swoich wakacji jeden z forumowiczów cro.pl
(ajdadi – dzięki
) - pozostało tylko trafić na ulicę Rovertou Galli, na sam jej koniec z placykiem u podnóży Akropolu. Początkowo szło dobrze, potem utknęliśmy nieco w korkach i w gąszczu jednokierunkowych, wąskich uliczek, ale z pewną pomocą nawigacji trafiliśmy gdzie trzeba, i … znaleźliśmy wolne do zaparkowania miejsce
. Jak się miało okazać jeszcze tego wieczoru, miejsce pechowe i szczęśliwe zarazem
, którego wybór miał pewne skutki... o czym później
. Sam placyk nie jest zbyt duży, do tego wykorzystywany jako postój taksówek i miejsce nawracania turystycznych autokarów, zatem jest to gwarne i ruchliwe miejsce, trudno zatem oczekiwać że zawsze znajdzie się tu miejsce do zaparkowania – nam się jednak udało.
Od samego placyku odbija boczna uliczka, pod samym wzgórzem Filopapposa. To Garivaldi, dalej nosząca nazwę Mouson. Właśnie tu, przy Mouson, przez wiele lat stał dom w którym mieszkało małżeństwo Schliemannów i chcieliśmy się przejść tamtędy by zobaczyć, czy jakiś ślad w tym temacie się zachował. Nic z tego, same nowe, powojenne kamienice.
Wspinamy się więc stromo pod górę wśród piniowych drzewek zaniedbanymi alejkami wzgórza Filopapposa.
Pusto, trochę nieswojo się czuliśmy... ale trafiliśmy dobrze, na sam szczyt z pomnikiem rzymskiego konsula i senatora.