20 września, wtorek c.d.
Powiedzieć, że mieliśmy niewesołe nastroje to jakby nic nie powiedzieć . Sytuacja była dołująca a na dodatek burza zbliżała się znad Naxos, z kierunku północno-zachodniego w dość szybkim tempie. Długie minuty spędziliśmy na zastanawianiu się co teraz, rozważaniu ewentualności gdzie, i czy w ogóle na Amorgos da się kupić akumulator do naszego auta. Astipalei bardzo, bardzo żałowałem, to miał być taki punkt kulminacyjny tych wakacji , niestety, wyglądało na to że 50 euro wydane na bilety to kasa już stracona. Zresztą i tak ważniejsze na ten moment było rozwiązanie sytuacji z akumulatorem, nawet rozważałem popłynięcie promem na Naxos (w końcu to większa wyspa i możliwości większe) i powrót tego samego dnia na Amorgos. Dałoby radę jakby co taką wyprawę przeprowadzić.
Poinformowaliśmy smsowo kamperową ekipę o przebiegu wydarzeń i zaistniałej sytuacji, zaoferowali nam pomoc, wszak na wyposażeniu kampera zwykle jest więcej niż jeden akumulator. Ale to w ostateczności… Krzysiek mając skuter obiecał że pojedziemy gdzie będzie trzeba. Ale to ewentualnie za parę godzin, jest trzecia w nocy, do świtu jeszcze ze 3 godziny i trzeba było jakoś ten czas spędzić. Burza nie była gwałtowna, pogrzmiało, popadało przelotnie a my zmęczeni tym wszystkim fizycznie, ale zwłaszcza psychicznie przysnęliśmy na trochę na siedzeniach.
Zrobiło się jasno. Dzień rozpoczął się pochmurny i takie też mieliśmy nastroje. Czasem przejechało jakieś auto, na szczęście mijały nas swobodnie mimo, że trochę na jezdnię wystawaliśmy. Około 8 uznaliśmy, że to będzie już dobra pora na opuszczenie auta i wyruszenie do Aegiali by się rozglądnąć i czegoś dowiedzieć. W aucie już kompletnie nic nie działało, nawet centralny zamek i światła (chciałem włączyć awaryjne). Za szybę trafił ostrzegawczy trójkąt i poszliśmy.
Smętne, mokre i puste było Aegiali o tej porze. Agencja promowa była oczywiście nieczynna, zresztą jak niemal wszystko. Ale idąc zauważyliśmy krzątającego się młodego człowieka w punkcie wynajmu samochodów, od razu uznaliśmy że będzie to właściwy adres by czegoś się dowiedzieć… wszak te autka trzeba od czasu do czasu serwisować, jakiś mechanik, warsztat być tu musi. Tylko czy będzie miał akumulatory? Na to nie liczyliśmy…
Dogadaliśmy się bez problemu. „Battery? No problem , tam kawałek za Aegiali jest warsztat, właściciel sprzedaje też akumulatory , jest otwarty od 9 to jeszcze musicie chwilę poczekać i potem będę tam jechać to was podwiozę.” W obietnice Greków jakoś tak średnio wierzyliśmy , jak od 9 , to może o 10 otworzą (albo jutro ) także nie będziemy czekać… pójdziemy warsztatu chociaż poszukać .
W każdym bądź razie od razu poczuliśmy się lepiej , wróciło w nas życie. Wdrapaliśmy się pod górkę i zlokalizowaliśmy w dolinie budynek warsztatu, nieopodal tutejszej szkoły. Tak sądziliśmy że to tam, duży, biały, wokół stało sporo aut…
Gdy tam doszliśmy, było już otwarte. Właściciel, człowiek około 50-tki wydawał się zaskoczony naszym pojawieniem. Na szczęście znał kilka angielskich słów i dało się nawiązać kontakt. Battery? 75Ah? Yes, I have
Pod ścianą stało kilkanaście nowiutkich, zapakowanych akumulatorów, w tym 3 o mocy 75Ah. Dostaliśmy jeden z nich… ale how much? One hundred euro… spoko, damy radę .
Warsztat był duży, porządny, sprawiał bardzo dobre wrażenie. Spodziewaliśmy się jakiejś nory z bur…bałaganem dookoła, a tymczasem nic z tych rzeczy. Także jakby ktoś miał problem z autem na Amorgos – polecamy .
Właściciel zaoferował, że jego pracownik (jak się wyraził „my assistant” ) zawiezie nas do auta i wymieni nam akumulator. Powiedziałem że umiem…:wink: , „ale przecież nie będziecie go nieść .” Po chwili pojawił się wspomniany asystent , (przywiózł go ten chłopak z punktu wynajmu samochodów), wsiedliśmy do zdezelowanego Hyundaia i pojechaliśmy wraz z nim - gościem o hinduskich rysach twarzy do naszej Luny. W trakcie jazdy Hindus stwierdził ze zmartwieniem – tools, I forgot tools… Don’t worry, I have tools – odparłem . OK
Dobyłem „toolsy” z bagażnika, pamiętam jak kiedyś na granicy serbsko/chorwackiej podczas kontroli chorwacki celnik z ekipą śmiali się kiedy po otwarciu ciężkiej torby z podejrzaną w niego zawartością nie mogli wyjść z podziwu po co wieziemy z wakacji młotek . Teraz akurat nie młotek, ale inne klucze miały szansę się przydać – i się przydały.
Akumulator założony, silnik odpalił, kontrolki zgasły, poza jedną. Co to? Nie mieliśmy pojęcia, mechanik powiedział żebyśmy pojechali za nim to wszystko posprawdzają. Ale w czasie jazdy i ta kontrolka zgasła, tak więc pod warsztatem jeszcze raz podziękowaliśmy i jemu, i właścicielowi za pomoc i odjechaliśmy.