20 września, wtorekProm Blue Star na Astipaleę wypływał (wg rozkładu w 2016 roku) z Aegiali 3 razy w tygodniu około 1 w nocy, płynie tam niespełna dwie godziny. Przespaliśmy się około 3-4 godzin, mieliśmy na wszelki wypadek nastawiony budzik by móc wstać z odpowiednim zapasem czasu, pozbierać się i podjechać na przystań. Przygotowaliśmy się na solidne machanie
, promem tym bowiem miała przypłynąć z Pireusu na Amorgos kamperowa załoga ChrisaVoyagera – czyli podobnie jak my zakochani w Grecji i jej wyspach podróżujący kamperem Krzysiek i Hania, którzy nawiązali z nami kontakt wiedząc że również prawdopodobnie będziemy we wrześniu na tejże wyspie. Wymieniliśmy kilka PW, kilka smsów i ostatecznie okazało się, że tylko się miniemy przy promie.
Budzik nie był potrzebny, wszystko szło zgodnie z planem… do czasu. Ten czas zakończył się w momencie przekręcenia kluczyka w stacyjce…
.
Wyczerpały się już wszystkie znane nam możliwości. Nie uruchamialiśmy lodówki narażając zapasy na to że trzeba je będzie wyrzucić, nie włączaliśmy radia, klimy, silnik pracował wczoraj wieczorem przez 2 godziny by naładować umierający akumulator – wszystko na nic. Za godzinę odpłynie prom i prawdopodobnie by z niego zjechać trzeba będzie prosić obsługę o wypchanie
. A pierwszą rzeczą z samego rana na nowej wyspie będzie musiało być poszukanie sklepu/warsztatu/stacji benzynowej/ jakiegokolwiek miejsca gdzie będziemy mogli zmienić naszą baterię na nową czy jakąkolwiek działającą.
Minęła północ, jest czarna noc, wokół pusto, bezwietrznie, parno i cicho. Nie ma gwiazd, nie ma księżyca, nie widać migoczących światełek na Naxos… na niebie są chmury a zamiast światełek nad Naxos widać rozświetlające co chwilę niebo błyskawice. Jeszcze i to….
.
Auto stoi blisko drogi, przodem do niej, specjalnie na wszelki wypadek tak je wczoraj ustawiłem by łatwiej było w razie czego dostać się na asfalt. To „w razie czego” właśnie nastąpiło
.
Pchamy….
Ok, poszło łatwo, stoimy na asfalcie. Przy placyku jest lekki spad, uznałem że bez problemu powinien wystarczyć by rozpędzić auto do niezbędnej prędkości.
Pchamy….
Pchamy, pchamy, pchamy, pchamy… wskakuję, jedynka…jednak nie wystarczył…
Pchamy – pod górkę, do tyłu.
Pchamy, pchamy, pchamy, pchamy… nic z tego…znów skończył się spad…
Pchamy pod górkę, do tyłu.
Pchamy, pchamy, pchamy, pchamy… nic z tego…
I tak w kółko…
Pot spływa, sił brakuje. Środek nocy, nikt nie idzie. Nikt nam nie pomoże. Auto stoi na środku drogi.
Wiemy już że nic z tego, musimy zepchnąć Lunę na jakieś pobocze, chociaż trochę, bo zaraz będzie tędy jechać sznurek aut z promu. Stoimy w dołku, w obie strony jest pod górkę. Ostatkiem sił spychamy auto na tyle, by choć połowa nie stała na szosie. Wygląda to kiepsko, ale zawsze coś, inaczej już nie damy rady.
Zza skał wypływa rozświetlony prom… możemy tylko bezradnie patrzeć jak dobija do przystani, jak zjeżdżają z niego auta, jak coś tam do jego wnętrza wjeżdża. Za chwilę włączy syrenę, podniesie klapę i odpłynie… bez nas.
Odpłynął.
c.d.n.