Przejeżdżając przez stolicę zauważyliśmy, że punkt z biletami promowymi jest otwarty. Zatrzymałem się, podszedłem, w pomieszczeniu obok kręci się 2 facetów. Pytam o bilety... jeden z nich stwierdził, że bilety są zamknięte
, będą czynne później, wieczorem. No wieczorem to my nie mamy zamiaru tutaj przyjeżdżać, mam nadzieję, że będą czynne jutro...
Ponieważ w pół dnia zwiedziliśmy właściwie całą Schinoussę
wciąż nie bardzo jeszcze zdecydowaliśmy kiedy ją będziemy opuszczać. Teoretycznie moglibyśmy już dziś w nocy, ale są też inne możliwości. Na wszelki wypadek robię zdjęcie rozkładu, będziemy mogli zaplanować też kolejne dni...jakiś wybór mamy, choć właściwie tylko 2 promy, Blue Star albo słynny Express Scopelitis.
Ostatecznie stwierdziliśmy, że jednak dzisiejszą noc jeszcze spędzimy tutaj. Jutro poplażujemy i … zobaczymy co dalej (oczywiście jeśli kiedyś uda się nam kupić bilety
).
No dobra... to jedziemy na plażę. Ale po drodze odstawiłem dość nagłe hamowanie, mniej więcej w okolicy stacji benzynowej... nie, nie dlatego, że zabrakło nam paliwa a stacja rozlewała je za darmo
, postanowiliśmy bowiem spróbować wejść na najwyższy szczyt wyspy
.
Vardies (albo Mylos) ma tylko 133m. n.p.m. a na jego szczycie stoi wiatrak w ruinie. Od asfaltówki w jego stronę pod górę odchodziła b. kiepska boczna kamienista droga, przespacerujemy się kawałek i sprawdzimy, może tędy da się wejść.
Sprawdziliśmy, nie dało się
. Droga skończyła się czyjąś działką-pastwiskiem, w dół mieliśmy takie widoki.
Ten wielki ląd kawałek dalej to oczywiście Naxos. Pod górę został jeszcze kawałek, zajęty przez farmę solarów i oczywiście wspomniane pastwiska, w tym przypadku dla krów (co nie jest tak na Cykladach częste).
Stadko krów na tle najwyższego szczytu Schinoussy
Mogliśmy próbowac przedzierać się przez kolczaste krzaki pod szczytem, ja miałem ochotę, ale Małgosia jakby mniejszą
, toteż poprzestaliśmy na dotychczasowym osiągnięciu wysokościowym. I tak warto było się ten kawałek przejść.
Jedziemy na Psili Ammos. Po drodze rzut oka na kościółek w Messarii...
...i na okolicę.
Zanim poszliśmy na plażę, jako że głód doskwierał, najpierw rozbiliśmy obóz i ugotowaliśmy sobie obiadek. Mieliśmy okazję zamienić parę zdań z niemieckojęzyczną parą, która naczekała się na hotelowego busa na „petli” dobre pół godziny. W międzyczasie zrobiło się już dość późnawo, do zachodu słońca pozostało może dwie godziny, ale na dziś nam to wystarczy. Na plaży było kilkanaście osób, poleżeliśmy trochę, popływaliśmy... i gdy zaczęło robić się ciemno wróciliśmy do auta by trochę „pokamperować”
na krzesełkach.
To był owocny dzień. Schinoussa okazała się wyspą przyjazną (poza możliwością zakupu biletów na prom
), jest tu sporo mniej lub bardziej popularnych plaż, aby dostać się do nich spokojnie można obyć się bez auta. Jest tu też, co dla nas ważne, dostępna woda. Stolica zdecydowanie nie powala urodą, podobnie jak i cała wyspa, która jest taka można powiedzieć zwyczajna, bez fajerwerków czy to krajobrazowych czy przyrodniczych itp. o historycznych nie wspominając bo pozostały po nich podobno nikłe ślady, ale nie mam pojęcia gdzie.
A to jej mapka z naszą trasą (aż 16 km
)
A – Psili Ammos
B – Fikia
C – Chora
D – Tsigouri
E – Almiros
F – Lioliou
G – Kampos
H – Livadi
I – pod najwyższym szczytem
c.d.n.