Pomnik jest imponujący i naprawdę robi wrażenie swoją wielkością. Jesteśmy na wysokości ponad 1300 m, więc w sumie dość wysoko, słońce chyli się już ku zachodowi i wieje silny wiatr. O ile przez cały prawie dzień smażyliśmy się w piekielnym upale, o tyle teraz, ubrani w koszulki i krótkie spodenki, nie zabrawszy z auta chociaż koszuli z długim rękawem całkiem nieźle marzniemy
. Oprócz nas nie ma prawie nikogo, jedynie 3 mówiące po francusku osoby. Okazuje się, że to Bułgarzy, matka z synem, Francuzką jest jedynie młoda narzeczona chłopaka. Ponieważ bułgarskiego nie specjalnie rozumiem, ale za to francuski i owszem, mogę usłyszeć jak oboje opowiadają dziewczynie o tym co naokoło widać i o historii tego miejsca. Podoba mi się to.......
Oczywiście w oddali, na jednym ze szczytów na wschodzie widnieje wspominany przez PAPa spodek z wysoką wieżą. Znając siebie jestem pewien, że nawet nie znając opisu tego miejsca na pewno wybralibyśmy się w tamtą stronę w nadziei że jakoś będzie można się tam dostać. Teraz nie mamy wyboru
, droga z przełęczy na dół i tak jest zamknięta
.
Oświetlone resztkami słonecznego blasku góry, pomnik i cała okolica sprawiają specyficzne, nastrojowe wrażenie. Dobrze, że trafiliśmy w to miejsce właśnie o tej porze, kiedy nie ma tu już niedzielnego tłumku. Gdyby nie przenikliwy chłód i fakt, że musimy jeszcze znaleźć sobie miejsce na nocleg, wykąpać się w wodzie z butelek i przyrządzić jakiś ciepły obiad chętnie zostalibyśmy tu jeszcze dłużej. A tak, wracamy do samochodu i zjeżdżamy w dół aż prawie do samej przełęczy i skręcamy w tę wąską dróżkę wiodącą w kierunku Buzludży. Jedziemy wolno wypatrując dogodnego miejsca na nocleg. Nie jest to takie łatwe, raz skręcam na rozległą łąkę gdzie jak sądziłem obozują jacyś ludzie podobnie jak widzieliśmy to w Rumunii. Jednak jak szybko tam wjechaliśmy, tak szybko z łąki wyjeżdżamy, okazuje się bowiem, że to nie wieczorny piknik na łące a stałe obozowisko cygańskiej rodziny
Jedziemy jeszcze parę kilometrów i znów skręcam w boczną dróżkę w las i łąki. Tym razem miejsce jest odpowiednie, osłonięte drzewami od wiatru, z dala od asfaltówki. Jest tu nawet słupek z tabliczkami oznaczeń szlaków turystycznych, liczymy jednak że o tej porze nikt już nie będzie tędy wędrował
. Mimo chłodu (jest niewiele ponad 10 stopni
) polewamy się ciepłą, wygrzaną we wnętrzu samochodu wodą, osłaniając butlę od podmuchów wiatru gotujemy też coś na ząb. Tym razem zdecydowaliśmy, że nie będziemy spać w namiocie, trochę nie chce się nam go rozbijać, ale głównym powodem jest przekonanie, że w aucie będzie nam po prostu cieplej.
Zasypiamy około 22 mając przed oczami imponujący wytwór komunistycznej Bułgarii........
Mniej więcej taki, tyle że było już zbyt ciemno i zdjęcia nie dało się zrobić
, to pochodzi z przełęczy Szipka
c.d.n.