A w porcie, jak to w porcie, czujemy się tu już trochę jak u siebie
. Gdy przyjechaliśmy, promu Blue Star Paros który miał nas zawieźć na Siros jeszcze nie było, mimo że do godziny odpłynięcia zostało około półtorej godziny czasu.
W tejże budce zakupiłem bilety, 132 euro to całkiem sporo jak na niezbyt długą podróż na Siros dla nas dwojga i naszej Skody, ale tego się spodziewałem, zresztą wiemy już, że w Grecji odległość i czas spędzony na promie nie ma wielkiego znaczenia, różnice w cenach są niewielkie.
Czekamy, pan policjant kazał się nam ustawić w określonym miejscu nabrzeża, w pełnym słońcu, w ponad 30 stopniowym upale. Promu nie ma.
Architektura portowej okolicy nie powala
Kwiatki czerwone....
…. różowe...
….czerwonoróżowe?
Samoloty nad Pireusem i Atenami latają z eskortą
Rybki w porcie, woda całkiem czysta
Czekamy.....
W końcu płynie, dobił do brzegu niedługo przed czasem, w którym miał już odpłynąć
. A przecież musi się wylać z niego morze ludzi i potoki samochodów, to trwa i trwa i trwa. W końcu wjeżdżamy i my, na samym końcu, jako że będziemy wyjeżdżać jako pierwsi, na pierwszym przystanku. Na promie tłum nieprzebrany, Blue Star Paros to wg nas beznadziejny statek (płyniemy nim po raz trzeci) z bardzo małą przestrzenią dla pasażerów, gdy w końcu weszliśmy na górę praktycznie nie było już gdzie usiąść
. Trudno, zajmujemy sobie niewygodne numerowane siedzenia lotnicze trochę ryzykując że ktoś nas wyprosi... ale nic takiego nie miało miejsca. Po męczącej podróży i pokonaniu równych 2000 km w czasie 30 godzin jazdy fajnie byłoby się przespać, ale nie bardzo są na to szanse. No trudno, trzeba te 3 godziny jakoś przeżyć....
Ustalamy jakiś plan na wieczór, trzeba będzie przecież gdzieś spędzić tę pierwszą noc na Siros
. Po zjeździe z promu udamy się na wschodnią część wyspy, do zatoczki opisanej na mapce jako Koraki.... aaa bo nie napisałem, że na Blue Starach można w recepcji zaopatrzyć się w darmowe mapki wysp na które te promy pływają. No, może nie wszystkich, ale Siros była
, także mamy fajną mapkę, dużo lepszą niż nasze wydruki.
No dobrze, nieco opóźnieni, ale ostatecznie dobijamy do wyspy, której wielka stolica z dwoma kościołami na wzgórzach rozświetla mroki tego późnego już wieczoru. Ermoupoli nie śpi, jest to duże i dość rozległe miasto, jednak jak się przekonaliśmy później, żeby gdziekolwiek przejechać, z jednej strony wyspy na drugą, trzeba przejechać przez takie jedno rondo
. Okazuje się, że północno-wschodnia część miasta, zawierająca centrum, jest wieczorami nieprzejezdna, stoją zakazy i bramki, trochę nam to utrudniło orientację i odnalezienie właściwej drogi. A gdy już dotarliśmy prawie do zatoczki Koraki, okazało się że jest tam.... wyspiarskie wysypisko śmieci
.
Zmiana planów. Położony nieco niżej i bliżej miasta kościół na skarpie był zbyt oświetlony i … zbyt blisko miasta by uznać jego okolice za dobre miejsce do spania. Zatem udaliśmy się tam, gdzie od początku chciałem najbardziej, na zachodnie wybrzeże do Kini i pobliskiej zatoki z plażą Delfini. I to był dobry pomysł
Kini nocą
Jak widać, tawerny pootwierane, są jacyś ludzie, choć o tłumach mowy być nie może. Cisza, spokój, powiewający wiatr.... jedziemy szutrówką do Delfini. A tam, na końcu drogi, zamknięta tawerna z fajnym placykiem parkingowym i jak się okazało z.... prysznicem
. Zostajemy tu i nawet będzie można się wykąpać w luksusowych warunkach
.
Jesteśmy na Siros, wyspie, o której myślałem, że pewnie się nieprędko znajdziemy, jeśli w ogóle. I proszę – oto jesteśmy
c.d.n.