Nasze greckie wyspy - 21-24, a każda inna - Cyklady 2015Początek relacji -
klikplaża pod Olimpem, przejazd do Pireusu, prom -
klikSiros -
klik- plaże Delfini, Armeos (naturystyczna), Galissas, Agathopes, Komito
- Kini , Finikas, Posidonia, Megas Gialos, Vari, Azolimnos, Ermoupoli, Ano Siros, Vrondado
- Jaskinia Ferekidisa
Ermoupoli stolica Siros -
klikSifnos -
klik - Apollonia, Platis Gialos, Artemonas, Ano Petali, Kastro, Faros, Heronisos, Exambeli, Kamares
- plaże Vathi, Tsopos, Fasolou, Apokofto
- Monastyr Sto Vouno, Panagia Vrissi, Panagia Firogia, Tou Vounou, Panagia Chrissopigi, Panagia Poulati, Agios Georgios, Agios Simeon
- wykopaliska Agios Andreas
Apollonia stolica Sifnos, Artemonas-
klikKastro -
klikSikinos -
klikAlopronia, Chora, Kastro
plaże Agios Georgios, Dialiskari, Malta
monastyr Zoodochos Pigi
Episkopi – starożytno - rzymska ruina (kościół)
Ios -
klikChora, Paleokastro
plaże Koumbara, Platis Gialos, Agia Theodoti, Psathi
grób Homera
kościół Agia Theodoti, monastyr Agios Ioannis
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witamy serdecznie w naszej kolejnej relacji i zapraszamy do wspólnej wspomnieniowej podróży
. Od powrotu z Grecji minęła już dłuższa chwila, tak więc czas najwyższy na to by ją rozpocząć. Ale aby nastąpił początek, jak zawsze musi poprzedzić go krótki wstęp
Napisałem - powrotu z Grecji... a przecież wcale tak nie musiało być. Bo do ostatnich dni przed wyjazdem wahaliśmy się – Grecja (tu mam na myśli jej wyspy) czy może Włochy (a konkretnie Sardynia na której byliśmy w maju tego roku). Do wyboru było kilka, konkretnie cztery, różne pomysły uwzględniające nasze chęci, zapowiadaną pogodę, odległość do pokonania, szacowany koszt ogólny całego wyjazdu itp. itd. Na dzień przed wyjazdem zdecydowaliśmy... na Sardynię jeszcze pojedziemy, a rok bez Grecji będzie jednak rokiem straconym
. Pozostał jeszcze wybór wysp na które się udamy – tak jak pisałem przed wyjazdem ostatecznie miały to być Siros i Andros, choć pomysły obejmowały także wyspy Jońskie czy nieco dalej położone od Turcji wyspy Dodekanezu. I tak jak napisałem po powrocie – ten plan dość radykalnie się zmienił dopiero w trakcie podróży
. Wyciągnęliśmy z tegorocznego wyjazdu taki wniosek, że o ile dawniej dość szczegółowo i dużo wcześniej planowałem co, gdzie i kiedy zobaczymy, tak od teraz robienie jakichkolwiek planów już nie będzie nam właściwie potrzebne, i chyba do momentu powrotu z wakacji nie będziemy wiedzieli, gdzie jeszcze w ich trakcie wylądujemy
.
Termin wyjazdu był za to praktycznie pewny, 2 tygodnie pomiędzy 11 a 27 września. Chociaż, gdyby w grę weszła operacja „Rodos” (tak, taki plan też swego czasu mieliśmy....), wtedy wyjeżdżalibyśmy już dzień wcześniej. No ale ze względu na niepewną sytuację na wyspach bliskich Turcji
, Dodekanez i inne wyspy wschodnioegejskie w zasadzie nie wchodziły jednak w grę. Zatem, zanim nadszedł piątek, 11 września, trzeba było dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ostatnie zakupy zrobiliśmy w weekend, potem jeszcze wydruki, mapki wysp (tak na wszelki wypadek), kupno odpowiedniej ilości euro, nabicie naszej dwulitrowej gazówki, pakowanie.... Postanowiliśmy tym razem upchnąć wszystko do auta jeszcze w czwartek, by już spakowani jechać ostatniego dnia do pracy i wyruszyć zaraz potem...
................................................................................
No i wyruszyliśmy
, 11 września, w piątek, około godziny 14.00 opuściliśmy Wrocław udając się w kierunku POŁUDNIOWYM
.
Trasa – do znudzenia wciąż ta sama, przemierzana rokrocznie od wielu już lat. Nysa, tankowanie w Głuchołazach, a w Czechach Bruntal, Olomouc, Prerov, Strażnice. Trasa wolna, ale tym razem jechało się bardzo przyjemnie, ruch nie był duży, nie napotkaliśmy na objazdy, pogoda dopisywała, było ładnie ale nie za gorąco, co w Skodzie wciąż nie wyposażonej w klimatyzację ma niebagatelne znaczenie. Wyjechaliśmy wcześniej, zatem i dalej można było tego dnia jeszcze dojechać, co też było naszym celem. Las przed Bratysławą tego roku nie ugościł nas schronieniem swych sosen i miękkiego igliwia, minęliśmy go niedługo po zapadnięciu zmroku. Minęliśmy Bratysławę i tradycyjnie udaliśmy się na dawne przejście SK/H nieopodal Gyor. Tam – pełna mobilizacja przed falą uchodźców, kontrole i dziesiątki węgierskich policyjnych samochodów, wyraźnie szykujących się na jakąś akcję... jako że poruszaliśmy się w przeciwnym niż jedyny poprawny kierunek
przejechaliśmy zupełnie bez problemów.
Ale za Gyor sen zmorzył nas dość szybko. Skręt w polną drogę porośniętą z obu stron krzakami zaowocował pierwszym wyjazdowym noclegiem po przejechaniu około 450 km z tych okrągłych 2000 jakie nas tego weekendu czekały...