13 maja, wtorek
Koniec urlopu nieuchronnie się zbliżał...a dziś dla odmiany wstał znów wspaniale piękny, gorący, słoneczny dzień. Czyli co? Będzie plaża .
Już nie eksperymentowaliśmy jak 2 dni temu, od razu po prostu pojechaliśmy na Mesa Pigadię. Zdjęć brak , ale spędziliśmy tam prawie cały dzień przez nikogo nie niepokojeni, no, może trochę, przez czasem za blisko przepływające jachty i łodzie . Ogólnie super, kamieniste dno nie przeszkadzało we wchodzeniu do wody bo i tak była za zimna by tego dokonać . Byliśmy bardzo zadowoleni, że na tłumnej wyspie można znaleźć takie mało uczęszczane miejsca.
Po południu, wracając na naszą plażę „noclegową” postanowiliśmy wstąpić na chwilę do leżącej przy głównej trasie z Firy na południe miejscowości Megalochori. Cudów się nie spodziewaliśmy, no i też ich nie zastaliśmy, ale na krótki, niemęczący spacer wioska jak najbardziej się nadaje.
Przy parkingu po północnej stronie osady rosły sobie takie oto winorośle
A także orzeszki pistacjowe
Megalochori położone jest nietypowo, zamiast na górce, to w dolince. Dlatego nie ma tu wiele więcej poza jedną dość długą uliczką, kilkoma kościołami, no i oczywiście centralnym placem.