6 maja, wtorek
Ostatni dzień na Anafi... Początkowo wahaliśmy się, czy przewidzieć na tę wysepkę 2 dni, czy może 4 – takie możliwości stwarzały połączenia promowe. Ostatecznie, „dzięki” przygodzie z Prevelisem skończyło się na trzech dniach – i myślę, że jest to niezbędne minimum jakie trzeba i warto na Anafi spędzić, a i gdybyśmy mieli więcej czasu też byśmy się nie nudzili.
Tak więc nie ma wyjścia, właśnie dziś trzeba się wybrać na Kalamos. Tego nie mogliśmy odpuścić, nawet jakby padało pewnie byśmy poszli. Na szczęście deszczu nie było, a i pogoda była dużo lepsza niż wczoraj rano. Było chłodno, ale nie wiało i niskie mgło-chmury tworzyły się tak jak w górach nad szczytami, tak tu nad każdą z wysp. Dookoła było piękne błękitne niebo.
Nie było potrzeby, by wybierać się bardzo wcześnie rano tak jak na naxoskiego Zeusa, upał nie groził nam na pewno. Ale o tej prze roku dzień tak wcześnie się zaczyna... szkoda było go tracić, na szlak spod monastyru Zoodochos Pigi (niezmiennie na głucho zamkniętego) wyruszyliśmy około wpół do 8.