3 maja, sobota
Podróż promem to za każdym (prawie) razem ciekawe doświadczenie. Tym razem na pokładzie było pustawo więc i obserwacje greckich i nie tylko obyczajów nie mogły być zbyt intrygujące. O dziwo wśród pasażerów byli także Polacy... było to dość dziwne towarzystwo, kobieta i trójka mężczyzn, ona mówiła głównie po rosyjsku ale znała też grecki, oni zaś mówili również po rosyjsku (do niej) lub po polsku (między sobą). A że zachowywali się dość beztrosko i hałaśliwie, trudno się dziwić że nie wzbudzili naszej sympatii ani tym bardziej chęci kontaktu.
Prom też nie wzbudził naszej sympatii. Już na wstępie poinformowano nas, że w czasie gdy działa promowy bar, nie będziemy się mogli najeść naszymi zapasami , trzeba było wyjść na zewnątrz. Dziwne... nigdy z czymś takim się nie spotkaliśmy. Za to kanapy miał wygodne , wyspaliśmy się porządnie, to było bardzo nam potrzebne po 2000 km i około 30 godzinach w samochodzie. Od czasu do czasu wychodziłem na pokład, była dość ciepła noc, prawie bezwietrzna, na niebie było widać morze gwiazd (tzn. nie było chmur ) Pierwszym przystankiem była Milos , fajnie było popatrzeć na nocne Adamas, rozświetlone, ale jednak znacznie bardziej puste, niż wtedy, gdy tu wysiadaliśmy. Sporo ludzi opuściło pokład, wyjechało też kilka samochodów... prom odpłynął, wymieniony na nabrzeżu przez inny, linii NEL, dla którego Milos było miejscem postoju tej nocy. Z NELa wysiadło około 10 osób i nie wyjechał żaden pojazd … majowe pustki są aż nieprawdopodobne...
Do Santorini było jeszcze sporo czasu, można było jeszcze pospać. Około 2 w nocy obudziłem się, wyszedłem na zewnątrz, światła wyspy było już widać całkiem niedaleko. Nagle ucichły silniki, Małgosia właśnie też się obudziła, a ja przywitałem ją słowami: o, prom się popsuł . Cisza trwała i trwała... wyszedłem więc znów na pokład i zobaczyłem silne światło na dziobie oświetlające wielką skałę w bardzo bliskiej odległości, może 100 metrów. Dziwne... o co tu chodzi? . Chwilę później gdy znów byłem na pokładzie, światła już nie było a prom stał nieruchomo tuż przy tej skale, dziobem prawie jej dotykając .
W ogóle nie wiedzieliśmy o co chodzi, co się dzieje. Zapytałem mówiącego po angielsku człowieka z obsługi, dlaczego tu stoimy... on nic nie wie, proszę pytać na recepcji. Wolałem zapytać kogoś z pasażerów... nikt nic nie wiedział. Na początku jeszcze sądziliśmy, że może to jest celowy, planowy manewr, może przy tej skale jest coś niezbędnego dla tego promu, ale gdy chwila trwała i trwała, przedłużała się w minuty, kwadranse, godziny – wiadomo już było, że coś jest nie tak.
Krążyłem pomiędzy pokładem a naszym miejscem usiłując zebrać jakieś informacje, wciąż nikt nic nie wiedział, co się stało, co będzie dalej. Od czasu do czasu przez głośniki można było usłyszeć jakieś komunikaty po grecku, po angielsku ani słowa. Któregoś razu gdy wyszedłem znów na zewnątrz zauważyłem że ludzie zaczynają wyciągać ze schowków kamizelki ratunkowe . Ubierało je coraz więcej ludzi, potem nosili już prawie wszyscy . Jeden z pasażerów z którym tak trochę nawiązaliśmy kontakt powiedział, że to panika, że żadnego oficjalnego komunikatu nakazującego włożenie kamizelek nie było. Odpuściliśmy sobie... kompletnie nic się nie działo, prom stał bez ruchu lekko tylko pomrukując jakimiś agregatami czy kto wie czym. Nie tonął, a to było najważniejsze...
W ogóle nie braliśmy pod uwagę takiej sytuacji... widać było po obsłudze, że zachowywała się normalnie, jakbyśmy po prostu płynęli w najlepsze. Ale najgorszy był zupełny brak informacji, dlaczego w ogóle tu stoimy i co będzie dalej . Można powiedzieć że cała obsługa w tym temacie udawała Greków .