Niedziela, 2 sierpnia cd
Jest upalne, wczesne popołudnie. Opuszczamy Hunedoarę nieco inną drogą niż do niej wjechaliśmy, kierujemy się na Calan. Okolica jest bardzo malownicza, łagodne, zielone wzgórza, gdzieniegdzie pola uprawne, łąki. Wąską dróżką szybko docieramy do doliny w której leży Calan, malutkie miasteczko, w którego pobliżu również straszy opuszczona fabryka czy też huta. Kierujemy się na północ i zaraz wjeżdżamy na znaną już drogę, którą dotarliśmy w te okolice. Tak sobie jedziemy i zastanawiamy się co się stało z transportowanym tędy zbiornikiem, nie udaje się nam tego odgadnąć bo zarówno po transporcie jak i potężnym korku nie ma już śladu.
Niestety, miny rzedną nam tuż przed Sebes..... nagle, na pustkowiu, po prostu wśród pól i łąk zaczyna się korek właśnie . Taki sam jak ten, który był rano przed Orastie. Czyżby to jeszcze pozostałość po nim? , niewykluczone, czyli jednak nas dopadł . Stajemy na szarym końcu i zastanawiamy się co by tu teraz robić. Na bieżąco wymyślamy różne koncepcje w żółwim tempie posuwając się naprzód. Najgorsze jest nie to, że tracimy czas (choć to też), a to, że stoimy w pełnym słońcu na środku pustej przestrzeni na rozgrzanym asfalcie...... nie jest to przyjemne .
Po jakiejś może godzinie dowlekliśmy się do Sebes. A tu niespodzianka , to nie poranny transport ogromnego Czegoś jest winowajcą zamieszania (może się trochę do tego przyczynił). Powodem okazuje się być.......remont drogi Sebes - Sibiu, wszystkie auta wciskają się w jakąś boczną uliczkę. Szybka narada, nie wiemy przecież co jest dalej, którędy i jak długo przyjdzie nam jeszcze się wlec.......zawracamy . Wg mapy można dojechać do Sibiu drogą okrężną, pewnie znacznie dłuższą, ale przynajmniej będziemy jechać a nie gotować się stojąc w upale wśród spalin. Ponownie zatem jesteśmy w Alba Iulia i kawałek dalej, w Teius, skręcamy w prawo. Nawierzchnia drogi znacznie się pogarsza, jak się później okazało dotyczy to większości bocznych rumuńskich dróg. W dobrym albo po remoncie w świetnym stanie są tylko drogi główne, boczne nie pozwalają (przynajmniej nam) na rozwijanie prędkości większej niż 60-70 km/h.
Zatrzymujemy się w cieniu drzew by trochę odpocząć i by wychłodzić trochę nasz rozgrzany niemalże do czerwoności pojazd. Posilamy się nieco i pijemy nieśmiertelne napoje energetyczne z rozpuszczonych tabletek, na szczęście wzięliśmy ich spory zapas, w taki upał bardzo się przydają. Trzeba ruszać, jest już 15, a przed nami kawałek drogi i nasz drugi dzisiejszy cel, miasto Sibiu.
Mijamy Blaj, na mapie jest taki skrót, przez wioskę Seica Mica. Dróżka boczna, ale bardzo skróciłaby nam odległość do pokonania. Skręcamy, wioska jest malownicza, jak wszystkie inne w okolicy a tereny są naprawdę piękne, w końcu jesteśmy w sercu Transylwanii . Tak naprawdę to dopiero na bocznych drogach, we wioskach można zobaczyć, poczuć, tę prawdziwą, biedną, ale piękną i jakże malowniczą Rumunię.
W wiosce asfalt się kończy
nie przejmujemy się, jedziemy dalej wzbijając za sobą tumany pyłu. Kawałek dalej i szuter kończy się również , a polna droga wjeżdża gdzieś w łąki i las......nieeee to chyba nie tu . Zawracamy, szukamy innej drogi, w końcu z nadzieją w głosie pytam jakiegoś starszego człowieka "Sibiu?" . Kręci przecząco głową, nie, tędy nie dojedziemy. Pokazuje w stronę z której przyjechaliśmy, Copsa Mica, Seica Mare, Sibiu, innej drogi nie ma. Posłusznie jedziemy naokoło.......
Sibiu czyli po polsku Sybin, to miasto nauki i kultury, z wielkimi tradycjami. Jego historia nie odbiega wiele od historii innych miast Transylwanii jak i całego regionu. Nie sięga ona czasów rzymskich, miasto zostało założone w XII w. przez kolonistów niemieckich. Przez wieki Sybin był silnie ufortyfikowanym miastem handlowym a pod rządami Gubernatora Transylwanii Samuela Brukenthala stał się również ważnym ośrodkiem nauki i kultury. Za czasów Cesarstwa Austro-Węgier Sybin nie stracił nic ze swojego znaczenia, miasto zmodernizowano, wybudowano linię kolejową, telefoniczną oraz elektryczną linię tramwajową (drugą w Europie). W komunistycznej Rumunii planowano wyburzenie sporej części Starego Miasta, na szczęście nie udało się tego zrealizować. W 2007 roku odnowiony Sybin pełnił rolę Europejskiej Stolicy Kultury.
Wjeżdżamy do miasta od północy, jak zwykle bez mapy . Na szczęście łatwo odnajdujemy centrum, jak zawsze kierując się na wysoką wieżę kościelną . Wjeżdżam w plątaninę wąskich uliczek z których część jest jednokierunkowa, parkujemy tuż przy położonym na niewysokim wzgórzu ścisłym centrum.
Musicie to wiedzieć - SYBIN JEST PIĘKNY
To niewątpliwie najciekawsze, najpiękniejsze miasto jakie do tej pory widzieliśmy w Rumunii. Odnowione jest co prawda tylko ścisłe centrum, nieco zaniedbane uliczki leżące nieco poza nim wyglądają pewnie tak, jak wyglądały przed wiekami, a przynajmniej jak przed 100 laty. Jednak i tak od razu bardzo nam się tu podoba, a już jak wchodzimy nieco wyżej, w okolice dominującego nad okolicą kościoła ewangelickiego, wiemy, że TO jest TO .
Niestety, dotarliśmy do Sybina dość późno bo około 16.30 i nie mieliśmy za wiele czasu by w pełni dać się wchłonąć atmosferze tego niezwykłego miasta. Spacerowaliśmy po obu Rynkach, Piata Mare z ciekawą fontanną wytryskującą wprost z ziemi, Piata Mica, pełnej kawiarnianych stolików, po bocznych uliczkach docierając m. in. do zachowanych murów obronnych i do pięknej cerkwi prawosławnej w której jak i w Alba Iulia o 18 rozpoczęło się nabożeństwo. Zjedliśmy ciepłego burka i kupiliśmy sobie na pamiątkę obrazek, rycinę przedstawiającą miasto.
Zresztą, zobaczcie sami....... , nasz spacer po Sibiu
Kierujemy się w stronę ścisłego centrum, obierając za cel wieżę kościelną
Powoli, pięknym przejściem, wchodzimy coraz wyżej
Dochodzimy do Piata Huet.....
gdzie wznosi się wspomniany kościół ewangelicki.
Kościół ewangelicki, powstały w XV w. na miejscu wcześniejszej świątyni w stylu romańskim. Jego wieża ma wysokość 73 m
Wchodzimy do środka
Podziwiamy wysoka wieżę
Napotykamy plan miasta
Zbliżamy się do Piata Mica, czyli małego Rynku,
po drodze przechodząc nad ulicą Ocnei
Przez Most Kłamców
Most pochodzi z 1859 r. a nazwa wiąże się z legendą, że jeżeli przejdzie po nim kłamca, most się zawali . Przeszliśmy, nic się nie stało
Spacer po Piata Mica
Ta biała wieża to powstała w XIII w. , wielokrotnie przebudowana Wieża Ratuszowa (Turnul Sfatului) służąca jednocześnie jako brama w ówczesnych murach miejskich
Wędrujemy na Piata Mare
Przy Piata Mare wznosi się Pałac Brukenthala, niestety dziedziniec był już zamknięty, mogliśmy go podziwiać tylko z zewnątrz
Wędrujemy głównym deptakiem Sibiu, ładnie odnowioną ulicą Nicolae Balcescu,
zaglądając czasem na podwórka domów.
Skierowaliśmy się też na południe,
w stronę murów miejskich w ciągu których wznosi się kilka baszt, np. taka:
albo taka:
i taka:
Niedaleko znajduje się Muzeum Historii Naturalnej
Wracamy na Piata Mare
mijając budynek Kolegium Georghe Lazara
Wieża Ratuszowa ponownie
Nie mogliśmy sobie podarować wizyty w prawosławnej Katedrze Trójcy Świętej
Wracamy na Piata Mare, na zdjęciu jezuicki kościół św. Trójcy z XVIII w.
Na Rynku postawiono estradę. Nagle, z głośników rozległa się głośna muzyka, wędrujące w poszukiwaniu okruchów gołębie przestraszone uniosły się w powietrze.....
Nie mogliśmy sobie też podarować możliwości podziwiania okolicy z góry . Za 3 leje kupiliśmy bilety i krętymi, wąskimi schodami weszliśmy na najwyższą w mieście wieżę kościoła ewangelickiego. Wrażenia z wspinaczki świetnie oddał PAP , nie będę ukrywał, że sporo racji jest w jego opisie . Najpierw wchodzi się spiralnymi, kamiennymi schodkami, nie polecam osobom z klaustrofobią , potem metalowo - drewnianą konstrukcją schodów wewnątrz wieży, tego z kolei absolutnie nie polecam osobom z lękiem wysokości . Nieco podobnie czułem się wewnątrz gdańskiej wieży kościoła Mariackiego . Ale..... zdecydowanie warto . Ponieważ wieża była czynna do godziny 19, na górze było bardzo mało ludzi, mieliśmy czas i swobodę w podziwianiu panoramy miasta przez malutkie okienka. A było co podziwiać
Po zejściu rozmawiamy chwilę z świetnie mówiącą po angielsku dziewczyną sprzedającą bilety na wieżę, może tą samą o której wspominał PAP . Takich zachwyconych Sybinem pewnie jest dużo, ale mimo to chętnie i z zainteresowaniem z nami rozmawia pytając skąd jesteśmy i co widzieliśmy wcześniej. Nie widzieliśmy za dużo, w końcu to nasz rumuński pierwszy raz . Nam to miasto bardzo przypomniało estońską stolicę, Tallin, tak samo położone na wzgórzu, gwarne, pełne zabytków i oglądających je turystów, piękne i po prostu europejskie .
Z dużym żalem musimy opuścić Sibiu, jest już naprawdę późno a my jeszcze musimy znaleźć sobie miejsce na nocleg i przyrządzić jakieś dobre jedzonko. Już wcześniej wymyśliłem okolicę w której poszukamy, w planie mamy jutro jechać w kierunku Agnity a zaraz za Sibiu droga przecina jakąś niewielką rzeczkę. Liczymy na to, że będzie to miejsce odpowiednie, zresztą.......jest tak późno że nie mamy wyboru . Wyjeżdżamy około 19.30 na szczęście mój zmysł orientacji tym razem nie zawodzi i bez błądzenia trafiamy tam gdzie trzeba. Jest rzeczka, jest mostek, tuż przed nim skręcam na niewysoki wał zapobiegający powodziom zapewne mogących podtopić okolicę miasta. Nad samą rzeczkę nie da się zjechać, nie ma tam żadnej drogi a teren jest bardzo zarośnięty nie koszoną trawą i nierówny. Wałem jedziemy około pół kilometra, w końcu w nieco szerszym miejscu zjeżdżam nieco w bok, tu już musimy zostać a namiot rozbijemy w dole, na łące.
Miejsce jest dobre, choć nie świetne ale jest równo i miękko a to najważniejsze. Lidia zabiera się za gotowanie obiadu, ja wyruszam nad rzeczkę by się wykąpać. Zadanie nie jest łatwe bo brzeg jest bardzo zarośnięty i niedostępny, ale moja wytrwałość zostaje nagrodzona . W końcu, wykąpany i obciążony 4 litrami wody w której wykąpie się moja towarzyszka wracam, by dokończyć gotowanie i zjeść obiad. O godzinie 21 jest to właściwie kolacja , ale zupełnie nam to nie przeszkadza. Przeszkadzają nam za to dość liczne brzęczące stwory zwane komarami , na szczęście zabrany z domu specyfik całkiem skutecznie je odstrasza.
W naszym namiocie zasypiamy po raz trzeci, kolejny rumuński dzień za nami. Mimo pewnych porannych i południowych trudności dzień bardzo udany.......
c.d.n.